Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XI
"Opowieści z Przeklętej Doliny" "Ucięta Mowa" Część XI-ta - Ojciec Hugon nie żyje! - krzyczała zakonnica, biegnąc do kapliczki. Nikki nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Z bijącym sercem podbiegła do okna wychodzącego na plac przyklasztorny. Z jej komnaty widać go było jak na dłoni. Nawet w szarości nadchodzącego wieczoru bez trudu dostrzegła kapliczkę i leżące tuż przed nią bezwładnie ciało. Wokół księdza zbierała się grupa zakonnic. Ich lament dał się słyszeć nawet przez zamknięte okno. Nie czekając ani chwili podbiegła do drzwi, otworzyła je i wypadła do hallu. W mgnieniu oka znalazła się na schodach. W minutę później przepychała się przez tłum płaczących. - Wynoś się! - usłyszała. - To wszystko przez Ciebie. Jak tylko się pojawiłaś... Dziewczyna w milczeniu spojrzała na ubraną w habit zakonnicę. Była mniej więcej w jej wieku ale z oczu biła jej nieskrywana nienawiść zmieszana z szaloną odwagą i desperacją. Nikki potoczyła zmieszanym wzrokiem po twarzach pozostałych. Zrobiło się jej przykro widząc ich zaciętość. Może rzeczywiście ona była winna śmierci swojego dobroczyńcy. Wśród zebranych nie było tajemniczej kobiety i nikt nie mógł się teraz za nią wstawić. - Przepraszam - tylko tyle mogła teraz powiedzieć. Poczuła jak łzy stają jej w oczach. Nie chciała aby jej oskarżycielka to widziała. Odwróciła się i wolnym krokiem, ze spuszczoną głową poszła w kierunku klasztoru. John wiedziałby co robić. Ona też wiedziała. Przez moment widziała tylko leżącego księdza ale dostrzegła coś co ją zaniepokoiło. Była pewna, że popełniono morderstwo. To już druga ofiara związana najwidoczniej z jej osobą ale z tą różnicą, że w tym przypadku było rytualne morderstwo. Widziała znaki wyrznięte na czole Ojca Hugona. Powinna jak najszybciej opuścić Przeklętą Dolinę ale zanim to zrobi musi napisać pewien list. Czuła na sobie ich wzrok, ale żadna z kobiet nie pobiegła za nią. Odchodząc krzyknęła tylko: - Nie chowajcie go! Nie wiedziała czy ją usłyszały. Wolno, jakby nogi odmówiły jej posłuszeństwa, Nikki weszła po schodach prowadzących na piętro klasztoru. Zatrzymała się na chwilę przed przydzielonym jej przez księdza pokojem. Nie mogła pozbyć się wyrzutów sumienia. Weszła do komnaty i zamknęła drzwi na klucz, mimo, że była sama w klasztorze. Wiedziała, że w każdej chwili mogła przyjść któraś z zakonnic i próbować topić swój żal, obarczając ją całą winą. Jedyną osobą, którą Nikki chciałaby teraz widzieć była Tajemnicza Kobieta, która wcześniej uratowała jej życie. Dziewczyna nie wiedziała dlaczego ale miała do niej pełne zaufanie i czuła jakąś nieokreśloną więź między nią a sobą. Bez sił opadła na łóżko. Z oczu popłynęły jej łzy. Wytarła je rękawem sukni, którą dostała od swojej wybawicielki. Będzie musiał zabrać ubranie, może jeszcze nie wyschło po upraniu ale musi je zabrać i jak najszybciej wracać do domu. Ta myśl sprawiła, że podniosła się z łóżka. Przeszukała komnatę i znalazła kawałek czystej kartki i pióro. W na wpół otwartym biurku, w pojemniczku było troszkę atramentu. Nikki siadła na krześle przy biurku i zaczęła pisać. Nie wiedziała jak zacząć. Każde słowo było igłą przekłuwającą jej serce. Znała tylko jedną osobę, która mogłaby wyjaśnić śmierć Ojca Hugona. oprócz Johna oczywiście. Przeznaczenie musiało postawić na ich drodze lekarza i dziewczyna postanowiła to wykorzystać. Wiedziała, że młody chirurg nie będzie potrafił powstrzymać się od wyzwania. List był gotowy po kilkunastu minutach. Jeszcze raz przeczytała go. Już myślała spokojniej i jej oddech z każdą chwilą stawał się bardziej opanowany. Złożyła kartkę na czworo i odłożyła pióro. Jeszcze raz spojrzała na pokój. Czekała kilka minut z nadzieją, że Tajemnicza Kobieta do niej przyjdzie i będzie mogła jej podziękować i pożegnać się. Nie napisała listu do zakonnic, były tak roztrzęsione i zrozpaczone, że pewnie i tak by jej nie zrozumiały. Obiecała sobie, że kiedyś napisze. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. Nikki ucieszyła się, że może prz