Polowanie Wigilijne
Za oknem pada puszysty śnieg. Mróz z lekka przemalował szyby. Na dworze szarość zagościła swym panowaniem. Wyszedłem z domu. Moja łada stała na parkingu cała w śniegu.
Otworzyłem drzwi,broń i inne swoje rzeczy ułożyłem na tylnym siedzeniu. Siadłem za kierownicą, włożyłem klucz do stacyjki. Dźwięk rozrusznika napawał mnie niepokojem,a co będzie jak nie zapali?
Kręciłem rozrusznikiem dobre parę minut,i zapalił. Poczułem ulgę.
Na myśl iż iż jadę na polowanie ogarnęła mnie wielka radość. Zatęskniłem za lasem.
Bardzo lubię jeździć do lasu. Tam odnajduję spokój przed zgiełkiem codziennego trudu.
Silnik zagrzał się,mogę wreszcie jechać. Jadąc ukazał mi się widok wałów śniegu po przejeździe pługa. Jadąc przypomniałem sobie o dwóch kolegach z koła,którzy nie mieli czym dojechać na miejsce zbiórki. Skręciłem w wąską jeszcze nieodśnieżoną uliczkę.
Ową uliczką szedł w starszym wieku mężczyzna, otulony z postawionym kołnierzem jesionce. Postawił kołnierz,broniąc się przed natarczywym śniegiem. Jadę jeszcze 200. metrów. Zatrzymałem się przed parterowym domem, z gankiem poprzeplatanym bujną winoroślą, lecz w zimowej szacie.
W wyobraźni widzę ów dom,ożywiony zielonymi pędami,pnącymi się wysoko, coraz wyżej.
Nie musiałem naciskać na klakson. Uchyliły się drzwi, i stanął w nich mężczyzna w wieku 40 lat. Ubrany w moro,z czapką futrzaną na głowie. Prawie biegiem skierował swe kroki do samochodu.
Otworzył: drzwi. Broń,torbę,i stołek położył na tylnym siedzeniu, a sam usiadł z przodu.
- Dar Bór
- Darz Bór - odpowiedziałem.
Samochód ruszył. Śnieg sypie gęsto. Widoczność jest niezbyt dobra. Wycieraczki,raz po raz zgarniają kupy śniegu. Jedziemy dalej.
Miałem obawy,że nie przyjedziesz po mnie.- rzekł Wojciech.
Uśmiechnąłem się,i rzekłem.
Bez obaw. Jeżeli powiedziałem,że przyjadę po ciebie,to przyjadę. Obietnic nie łamię.
Wojciech zdjął czapkę z głowy,i położył ją na siedzeniu.
Już myślałem,że żona mnie nie puści na te polowanie. Mało co by doszło do kłótni.- powiedział.
Sypie mocno. Musze zwolnić,gdyż słabo widzę. Zmieniłem bieg.
Byłem pewien,że tylko moja tak marudzi. Och te baby,aby tylko koło nich latać,a gdy chcemy coś dla siebie,jest to im nie po nosie.
Jeżeli już baba nad tobą ma władzę,to już jesteś skończony.
- powiedziałem.
Co ja mówię,pomyślałem. A co dzisiaj miałem rano. Nie możemy na to pozwolić.
Nie możesz na to pozwolić. Jeżeli na to pozwolisz,to będziesz musiał pisać wniosek o pozwolenie w polowaniu.- powiedziałem.
Wojciech się rozchmurzył,uśmiechnął i rzekł:
- Tak żle jeszcze nie jest,lecz ciekawy jestem jak twoja podchodzi do tej sprawy.