Pod Cycem
To był teatr, w którym nawet całkowicie głuchy mógł uczestniczyć bez najmniejszego uszczerbku w całościowym odbiorze granej przez kelnerkę sztuki. Sztuki jednego aktora. Wystarczyło mieć dobry wzrok lub niezaparowane okulary na nosie.
Nie było więc dziwne, że amatorów zakupu „siódmego kufla” nigdy nie brakowało. Podobno przez lata pracy kelnerki nikt z klientów nie zgłosił najmniejszej pretensji co do poziomu gry aktorskiej w spektaklu. Przeciwnie, opinie wyrażano w samych superlatywach. Gdyby wśród miejscowych widzów przeprowadzono ankietę – Kto lepiej gra? Jakaś aktorka warszawska, czy nasza? – wynik byłby jednoznaczny i jednomyślny. Co do tego nikt nie miał wątpliwości.
Nie było dane moim kolegom szkolnym uczestniczyć w tych spektaklach z prozaicznego powodu – w tym czasie kelnerka już nie pracowała. Legenda jednak nie umierała, była przekazywana kolejnym pokoleniom bywalców lokalu, czasem dla poprawienia smaku doprawiana szczyptą pikantnych szczegółów. I legenda wciąż żyje.
Koledzy, z racji zbyt późnego urodzenia, nie zdążyli uczestniczyć w pokazach kelnerki. Nie przeszkadzało to niektórym z nich czasem skorzystać, zwłaszcza w upalne dni majowo-czerwcowe, z okazji do schłodzenia organizmu pienistym, chłodnym trunkiem. Idealnie do tego nadawała się długa przerwa lekcyjna.