Lustrzane odbicie.
Lucas
— Marcus, wstawaj! Zaraz się spóźnimy! — krzyczałem jednocześnie potrząsając wciąż pogrążonym w śnie chłopakiem. Po niespełna pięciu minutach, w końcu udało mi sprawić by otworzył oczy. Zaspany spojrzał na zegarek i gdy tylko zorientował się, że za dziesięć minut wybije godzina ósma, zerwał się z łóżka i rzucił się w stronę szafy szukając ubrań.
Kiedy już obaj byliśmy gotowi do wyjścia, wybiegliśmy z domu nie jedząc śniadania. Dopiero w drodze do szkoły, zdałem sobie sprawę z tego, że już trzeci raz z rzędu włożyliśmy takie same ubrania. Czasami robimy to nieświadomie.
Szybko weszliśmy do budynku szkoły i w jednej chwili zatrzymaliśmy się. To miejsce było ogromne, a my nie mieliśmy pojęcia gdzie mamy iść. To są właśnie minusy przenoszenia się do innych, nowych szkół. W końcu jednak udało nam się znaleźć salę w której właśnie odbywała się nasza pierwsza lekcja, czyli matematyka. Zwinąłem drżącą dłoń w pięść, po czym delikatnie zapukałem do drzwi. W momencie w którym po drugiej stronie usłyszałem słowo "Proszę”, otworzyłem je i nieśmiałym krokiem przeszedłem przez próg, a Marcus zaraz za mną. Po minie nauczycielki, wywnioskowałem, że wie kim jestem tak samo jak mój brat.
— O, jesteście. Nareszcie, nie mogliście znaleźć klasy? — zapytała z uprzejmym uśmiechem, po chwili dodając byśmy weszli, tak więc zrobiliśmy. Choć ani trochę nie miałem na to ochoty, to gdy kobieta wezwała nas na środek sali, poszliśmy.
Dwadzieścia dziewięć osób obecnie znajdujących się w pomieszczeniu, wlepiło w nas wzrok. Nie wiem dlaczego, ale ludzie zawsze tak reagują kiedy orientują się, że jesteśmy bliźniakami. Czy to aż takie dziwne? Przez to, czuję się jak jakiś pieprzony wybryk natury. Nienawidzę tych ciekawskich spojrzeń. Jednak postanowiłem to zignorować i wsłuchałem się w głos nauczycielki która stała obok. Opowiadała im o tym, że od dzisiaj będziemy uczęszczać do tej szkoły, i tym podobne bzdety którymi nie miałem zamiaru się interesować. W duchu dziękowałem Bogu, kiedy pozwoliła nam zająć miejsca nie prosząc o to byśmy opowiadali coś na swój temat.
Razem z Marcusem zajęliśmy ostatnią ławkę w rzędzie po prawej stronie tuż przy oknie. Spojrzałem na brata, był wyraźnie zestresowany. Wziąłem głęboki oddech i wypowiedziałem nieme: "Będzie dobrze”
Posłał mi delikatny uśmiech, po czym odwrócił wzrok i skupił go na tablicy.
Zaraz po zakończeniu lekcji, wyszliśmy na korytarz z zamiarem poszukania kolejnej sali. Na całe szczęście, z tym nie mieliśmy już problemu. W połowie drogi, Marcus oznajmił mi, że idzie do toalety. Pokiwałem głową i przez chwilę obserwowałem jak znika w tłumie w głębi czując lekki niepokój. Bałem się o niego. Nie tylko teraz, ale ogólnie. Zbyt wiele już przeszedł. Martwię się, że...
"Nie myśl teraz o tym, wszystko będzie dobrze.”
Choć nie zawsze to robię, tym razem postanowiłem posłuchać głosu mojej podświadomości. Westchnąłem i odwróciłem się by pójść dalej w tym samym momencie, poczułem jak ktoś na mnie wpada. Dziewczyna. Patrzyłem na nią zdezorientowany, kiedy wstawała jednocześnie próbując pozbierać rozrzucone książki.
— Przepraszam, nie chciałem... Nic ci nie jest? — zapytałem czując się winny, mimo tego, że to ona na mnie wpadła. Nie uzyskałem z jej strony żadnej odpowiedzi, dlatego powtórzyłem pytanie: — Nic ci się nie... — nie zdążyłem dokończyć, ponieważ już po krótkiej chwili straciłem ją z oczu.
Zmarszczyłem brwi czując jeszcze większą konsternację, po czym ruszyłem w dalszą drogę. Kilka minut później, obok mnie pojawił się Marcus i podobnie do mnie usiadł na drewnianej ławce przy ścianie. Oparł łokcie na kolanach, a brodę na zgiętej dłoni. Wpatrywał się w przestrzeń jak gdyby nigdy nic, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Jednak wiedziałem, że nie mogę nie zareagować.
— Wszystko w porządku? Jak się czujesz? — zapytałem z troską w głosie. Chłopak nie patrząc na mnie odparł:
— Dobrze. Nie przejmuj się. — powiedział, ale od razu zorientowałem się, że kłamie. Był blady, a jego ręce całe się trzęsły. Nie mogłem się nie przejmować, to niemożliwe. Ciągle mi to mówi, ale go kocham i nie mogę udawać, że nic nie widzę. W końcu jednak dałem mu za wygraną i odpuściłem nie pytając o nic więcej.
Kiedy dochodziła godzina szesnasta, wróciliśmy do domu. Przekroczywszy próg, ujrzałem mamę stojącą przy blacie. Uśmiechnęła się do nas zaraz potem mówiąc cała w skowronkach.
— Hej chłopcy, jak pierwszy dzień? — w jej głosie wyczułem wiele radości, co sprawiło, że uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy. Podszedłem do niej i ucałowałem w skroń, chwilę później odpowiadając:
— W sumie... Nie było najgorzej. Nie wydarzyło się nic ekscytującego, więc nie ma o czym opowiadać. — powiedziałem, pomijając fakt, że Marcus prawie nie zemdlał. Wiem, że gdyby się o tym dowiedziała, zaczęłaby panikować.
— No dobrze, za jakieś pół godziny będzie obiad idźcie do pokoju, zawołam was. — oznajmiła. Pokiwaliśmy głowami, i skierowaliśmy się w stronę naszej wspólnej sypialni. Weszliśmy, zamknąłem drzwi i położyłem plecak tuż obok biurka. Marcus zbliżył się do wieży stojącej na komodzie i włączył ją. W pokoju rozległy się dźwięki hiphopowej muzyki. Odwrócił się plecami do łózka i opadł na nie w tym samym czasie przecierając zaspane oczy. Powtórzyłem tę czynność wlepiając spojrzenie w sufit. Cisza która zapadła między nami, zaczęła mnie męczyć. Dlatego postanowiłem ją przerwać pytając:
— O czym myślisz?
Znowu cisza. Dopiero po czasie liczącym mniej więcej piętnaście sekund, usłyszałem:
— O niczym. — ta odpowiedź ani trochę mnie nie usatysfakcjonowała, ponieważ wiedziałem co oznacza. To już trwa półtora roku, zacząłem się orientować co i jak. Zawsze o wszystkim mi mówi, ale jest taki moment, że gdy go pytam, milczy albo zbywa mnie mówiąc, że to nic ważnego. To mnie przeraża, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wtedy myśli o jednej, konkretnej rzeczy. Nie wiem, co dzieje się w jego głowie... To skomplikowane. Najwyraźniej nie jest jeszcze gotowy na to, by mi powiedzieć. Wszystko w swoim czasie.