"Po stronie cienia" ( początek książki )
2.
„Kiedy życie sprowadza się do szklanki wódki, człowiek zawiesza się łapkami w powietrzu jak ptak, który przysiadł na drucie elektrycznym. Nie przeczyta on już Ulissesa, i zdrowo nie pierdnie na drucie, bo go Bóg spopieli.”
Ta złota myśl wypełzła ze mnie, gdy patrzyłem na szklaneczkę z drinkiem, siedząc za biurkiem w swoim dużym pokoju, z dwoma dużymi, zielonymi kwiatami, stojącymi na podłodze, i już zahaczającymi liśćmi o sufit; stojącymi obok przeciwległych okien – balkonowego, i mniejszego – na przeciwko.
Z laptopa, mój ukochany Chopin wyciszał mnie, przenosił na kwieciste łąki, to znowu przyduszał kosmatą łapą, jednocześnie głaszcząc moją duszę. Słuchałem go, jak się wiatru słucha.
Co się wydarzyło przez te wszystkie lata, gdy nie jestem już czynny zawodowo? Okropnie, z kłusa w galop czas ruszył.
… Historia z Joanną powinna się wydarzyć. Zrozumiałem to, gdy ją poznałem. Oczekiwałem tej historii, zrazu, jako coś niejasnego, niepokojącego, głodnego, by zostać olśniony stanąwszy z nią twarzą w twarz.
Wówczas jeszcze lubiliśmy ze sobą rozmawiać. Zgodziliśmy się na szczerość, a gdy temat rozmowy był dla któregoś z nas zbyt krępujący, wystarczyło powiedzieć, że nie chce się o tym rozmawiać. Ale kłamstwa były niedopuszczalne. Tak było na początku… Właśnie wówczas, kiedy – jak powiedziała – przez chwilę, gdy wydawało jej się, że jesteśmy przyjaciółmi.
Na przykład, dowiedziałem się kiedy miała pierwszą miesiączkę, i w jakich okolicznościach. Jechała pociągiem z wujkiem, miała wówczas 12 lat, i w pewnym momencie poczuła ciepłą ciecz między nogami. Wujek szybko ocenił sytuację, i ruszył przez wagony pociągu, pokrzykując do pań z pytaniem o podpaskę. Udało się.
Ale nasze rozmowy, oprócz intymnych zwierzeń, nacechowane były często, jak mawiała – aurą metafizyki.
- Anioły nie mają płci – odrzekła, gdy powiedziałem, że jest moim Aniołem. – Każdy z nich jest urodziwy, pełen miłości, i uległy jak najwierniejszy pies. To nie dla mnie. No, z drugiej strony, kto chciałby gadać z brzydkim i hardym Aniołem? Taki by z człowiekiem nic nie załatwił.
- Zapewne jest tak, jak mówisz. Ludzie lgną do pięknych twarzy. Ale, czy taki Anioł, o posturze i facjacie Quasimodo, byłby nie przebił się z prawdą do nas? Bardziej niż Anioł ze swoim cukierkowatym pięknem? To Quasimodo jest bytem realnym, a Anioł – tylko mirażem.
- Miraż też jest twarzą rzeczywistości. Istnieje Wonderland i Auschwitz - Birkenau. Tak, brachu.
O poezji Joanna nie chciała rozmawiać. I o swoich wierszach. Milkła. Albo zaczynała przeklinać. A przecież uważała, że Bóg dał jej talent. Raz tylko powiedziała, że odczuwa niemal fizjologiczną potrzebę pisania. Które nie ma nic wspólnego z lukrem. Słowa stają się harcownikami w toczącej się, z góry przegranej bitwie. Potem, po chwili milczenia dodała, że to całe pisanie to pętla wisielcza nad głową, gdy słowa są tarczą umarlaka. I znowu, po chwili milczenia, powiedziała zamyślona, i chyba do siebie: „ Lubię słuchać różnych głosów w swojej głowie. Kto wie… może tam, ja, malutka, wystraszona schizo, gram w pokera z Bogiem o swoją duszę? „
Odpowiedziałem: - „ Wszystko jest manipulacją. Również głosy w twojej głowie nie rodzą się z próżni. I jeśli tu, swoje trzy grosze kładzie nam na duszę Szatan, to widać, Bóg już się postarał i o Szatana, i o nasze sobacze dusze. „ A potem dodałem, choć nie wiem czy na temat: „ Wiem czego szukasz w ludziach. Tego, co każdy szuka. Akceptacji i fascynacji swoją osobą.”