Pierwsze podejście - Rozdział trzeci.
- Odpowiedz. Czy kochasz mnie?
- Oczywiście…- Odpowiedź pada niezbyt przekonująca.
Barbie chowa twarz w dłonie i zaczyna płakać.
Stoję w progu pokoju mojej młodszej siostry. Alicja siedzi do mnie tyłem, więc nie wie, że ją obserwuję. Trzyma w rączkach dwie lalki. W jednej, pięknie ubraną w granatową koktajlową sukienkę Barbie. A w drugiej, odzianego w ciemny garnitur Kena. Nie wierzę własnym uszom. Prawie siedmioletnia dziewczynka bawi się tak, jakby opowiadała moją życiową historię.
I nagle przypominam sobie.
Wspomnienia jak przez mgłę przebiegają mi przed oczami. Jak byłam w jej wieku, też się tak bawiłam z koleżankami. Naszą ulubioną historią była ta, kiedy kobieta zostaje zdradzana przez męża, który „późno wraca z pracy”. Samotna Barbie nie wie co ma myśleć. Ken broni się przed atakami swojej pięknej żony. Ta naiwna mu wierzy. Ale do czasu, kiedy niespodziewanie odwiedza swoją koleżankę i widzi jak ta leży w jednym łóżku z Kenem, który powinien był być o tej porze w pracy.
Zabawa z dzieciństwa. Niewinna historyjka małych paroletnich dziewczynek. Sama nie wiem jak to możliwe, że coś takiego wymyśliłyśmy. Przecież byłyśmy takie niedoświadczone. Nic nie wiedziałyśmy o życiu, o zdradach, o cierpieniu.
Zastanawia mnie jednak to, dlaczego Alicja mając zaledwie sześć lat, bawi się w taki sposób. Czy nie powinna obierać szczęśliwszych historii? Skąd wziął się pomysł na zapracowanego mężczyznę.
Wydaje mi się, jakby moja młodsza siostra była świadkiem takiej rozmowy. Ale to niemożliwe. A bynajmniej taką mam nadzieję. Nie pamiętam, aby rodzice kiedykolwiek się kłócili przy mnie. A jakby nawet, to, to nie były poważne sprzeczki. Zawsze byli zgranym małżeństwem i mieli dla siebie mnóstwo czasu.
Bzdury! Jak mogę myśleć w taki sposób o małżeństwie rodziców? Mimo tego, że tata nieraz za bardzo podporządkowuje się swojej żonie, to ich związek jest idealny. O lepszym marzyć nawet nie mogli. Nie wyobrażam sobie, jakby coś miało zepsuć tę więź jaka się między nimi wytworzyła.
I pomyśleć, że miłość z młodzieńczych lat przetrwała tak długi czas. Urodziłam się, kiedy mieli zaledwie osiemnaście lat. Mimo młodego wieku, poradzili sobie z wychowywaniem dziecka, które było bardzo chorowite. Mogli liczyć na pomoc swoich rodziców. A teraz niby coś między nimi miało się skończyć? Nie, nie wierzę w coś takiego. Może kiedyś się pokłócili, ale to o niczym przecież nie świadczy.