Pierwsze podejście - Rozdział trzeci.
- Kochanie. Czy ja narzekałam, kiedy ty przez ostatnie miesiące zaniedbywałeś nasze małżeństwo? Nie.
- Przepraszam, że pracowałem.
- Przepraszam, że czekałam na ciebie. Przepraszam, że pamiętałam o naszej rocznicy ślubu i robię ci wyrzuty, że ty nie pamiętałeś.
- Tobie tylko chodzi o tą głupią rocznicę?!
- Głupią rocznicę? Może już w ogóle nasze małżeństwo takim nazwiesz? Przestałam się już dla ciebie liczyć. Nie chcę być traktowana w taki sposób.
- W jaki?
- Nie wygłupiaj się.! Wiem, że oboje pracujemy. Wiem, że czasami się mijaliśmy. Ale ostatnio to ciebie w ogóle nie było w domu. Chcę, aby było tak jak kiedyś.
- Wiesz dobrze, że ja też chcę, aby wszystko wróciło do normy. Może parę razy mnie nie było…
- Parę razy… - powtarzam za nim. – Wiele razy. Codziennie.
- Przyjedź do domu. I nie każ mi się prosić.
- Dlaczego?
- Bo to niedorzeczne.
- Chciałabym uwierzyć, że tobie zależy jeszcze na nas.
- Zależy. Powinnaś wierzyć mi na słowo.
- Czasami słowa nie wystarczą. Liczą się czyny, kochanie, czyny.
- Przyjedziesz?
- Nie. – Mówię i odłączam się bez żadnego słowa pożegnania.