Rozdział 11
Już od dwudziestu minut siedział przy stoliku w swojej ulubionej restauracji. Lokal prowadzili znajomi jego rodziców. Za każdym razem, kiedy się tu pojawiał miał wrażenie, jakby był bliżej swoich bliskich. Bardzo przeżył ich śmierć. Najpierw podczas akcji zginął ojciec Krzyśka. Wszyscy głęboko to przechodzili, a zwłaszcza matka. Od tamtej pory nie była już sobą. Widział, jak uchodzi z niej życie. Kochała swojego męża i nie była w stanie wytrzymać bez niego ani jednej minuty. Słyszał, jak płakała po kątach. W końcu dosłownie pękło jej serce. Zmarła w rocznicę śmierci ojca. Dostała zawału serca. Umierając wymawiała imię swojego ukochanego. Krzyśkowi skręcało się serce z żalu. Teraz, gdy patrzył na to wszystko z perspektywy czasu chciał sam założyć rodzinę, taką jaką stworzyli jego rodzice: pełną miłości i zaufania.
Rozmyślania na ten temat przerwała kobieta, na którą czekał. Spojrzał na nią i jego obawy się potwierdziły. Była ubrana, jak na najważniejszą w życiu randkę. Włosy rozpuściła, a do tego bardzo starannie się umalowała.
- Długo czekałeś? – spytała, trzepocząc uwodzicielsko rzęsami.
- Nie, niedawno przyszedłem. Usiądź – po tych słowach kobieta posłusznie zajęła miejsce przy stole i kiedy złożyli zamówienie zaczęła mówić.
- Wiesz, nie spodziewałam się, że w końcu zaprosisz mnie na obiad.
- Wiki, proszę cię. I tak czuję się niezręcznie. Nie chcę cię zwodzić. Wiesz, że możemy zostać tylko przyjaciółmi, prawda?
- Jasne, że wiem. Krzysiek, nie bądź taki poważny. Już zrozumiałam, że nie mam u ciebie szans.
- To, co znaczy ten…
- Strój? – powiedziała, wchodząc mu w słowo. - Nie podoba ci się? Zaraz po obiedzie z Tobą jestem umówiona z pewnym panem na kawę. Już dawno coś między nami iskrzy. No już uśmiechnij się. To nie dla ciebie ten strój i cała reszta.
- Ale mnie wystraszyłaś. Myślałem, że… Z resztą nie ważne. Powiedz mi, co wiesz?
- Pani Paśnicka tamtej nocy miała urodzić ich długo wyczekiwanego syna. Stary Paśnicki czekał na potomka przez wiele lat od zawarcia ich małżeństwa.
- No i urodził się Andrzej, ich syn, tak?
- Tak. Kilka minut po dziesiątej w nocy urodził się on. Ale kobieta wcale nie skończyła na tym. Akcja porodowa zaczęła się na dobre.
- Jak to? Był jeszcze ktoś?
- Krzysiek! Ty to potrafisz zadać pytanie - powiedziała, zaczynając się śmiać. Dopiero teraz mężczyzna pojął sens swojego pytania.
- Pani Helena w ciągu następujących kilkunastu minut urodziła jeszcze dwoje dzieci. To były trojaczki.