Piekło moje własne
sądzić według tak ukształtowanych przez nich przekonań, lecz sądzić samych siebie, według tego, co te przekonania oprawione słowną lub czynną agresją, z niego uczyniły.
W pewnym momencie należy jednak zdać sobie sprawę z tego, że nie jest się całkowicie uzależnionym od rodziny czy partnera. Nigdy nie jest za późno i nigdy nie jest się całkowicie i do końca bezradnym.
Aby cokolwiek jednak uzyskać należy okazać własną siłę, pokazać i udowodnić, iż jak najbardziej damy sobie radę w życiu - bez uciekania się do mocy nadprzyrodzonych, w łzawym, błagalnym składaniu rączek przed obłudnie wspólczującym księdzem czy opiekunami. Niechęć ze strony bliskich powinna właśnie stanowić siłę napędową do tego, aby naszym głównym celem stała się chęć udowodnienia sobie i innym własnej wartości. Postawmy sobie konkretne cele do realizacji - zdobycie wykształcena, dobrej pracy, wartościowego partnera, własnego mieszkania, dobrego samochodu. Daleki jestem tu od twierdzena, iż jest to już szczyt szczęścia i osiągnięcie pełnego sukcesu. Ale jest to wystarczające do powiedzenia sobie - osiągnąłem to sam, bez uciekania się do minimalnej nawet pomocy rodziny, nieszczerych pocieszycieli czy zaprzyjaźnionego z familią księdza dobrodzieja.
Kreujmy sami na przekór wszystkiemu i wszystkim własne życie, nowe życie i nową rzeczywistość, jaką by ona nie była. Zawsze jednakże będzie własnym wyborem, wynikiem naszej determinacji.
"Bez Boga nie dasz sobie rady". Ileż razy ja to słyszałem w domu rodzinnym a później i własnym. Powiedzcie mi proszę, wy bezkrytycznie wierzący - a ileż to ludzi, praktykujących katolików, pomimo zawierzenia Bogu, nie daje sobie rady w życiu ? I dlaczego, pomimo opieki opatrzności, w którą szczerze wierzą ?
Wywalczoną wolnością osobistą jesteśmy wystarczająco silnie zmotywowani, aby wykazać, iż bez pomocy sił nadprzyrodzonych można także dać sobie radę. Można być szczęśliwym, pomimo opini tych wszystkich, którzy spisali nas na straty. Życie, którym nas obdarowała Matka Natura jest jedynym życiem jakie dostaliśmy a przez to stanowi ono najwyższą wartość. Wartość, którą jesteśmy wszyscy jednakowo obowiązani uszanować. Osoby degradujące nas, nasze życie i próbujące nami manipulować nie zasługują na to, by się nimi przejmować. Powiedzmy sobie:..." Nagana głupców jest dla nas nagrodą" i żyjmy w/g własnych planów i marzeń a nie pod dyktando innych. Człowiek, który poniża drugiego nie jest dobrym człowiekiem. Nie jest nawet samym sobą. W rzeczy samej w takiej właśnie chwili, jest jedynie prymitywnym prostakiem pozbawionym cech ludzkich. Na światło dzienne wychodzą demony jego podświadomości. Krzyk, wrzask, brak umiaru w rzucaniu kalumni i niesłusznych oskarżeń, miotane bezrozumne obelgi, straszne w swym bezsensownym ciężarze. Oto obraz czlowieka z rozkojarzoną podświadomością, chorego z nienawiści do wszystkiego co nie jest zaszufladkowane w/g jego wzorca, duszącego się we własnym kołtuńskim światku. Człowiek, który krzykiem żąda miłości powołując się na prawa swego boga używajac jego imnienia jako tarczy i argumentu, zamienia się w groteskowego błazna. Zejście na poziom kłótni i wzajemnych wyzwisk skazuje nas na porażkę. Błaznom należy się odrobina wyrozumiałości. Odrobina życzliwej pogardy. Błazen powinien wzbudzać śmiech i współczucie a nie przerażenie. Cechą charakterystyczną w podobnych sytuacjach jest kompletny brak logiki w argumentacji nawiedzonych fanatyków. Powiedzcie mi, czy na tym polega chrześcijańska nauka nakazująca miłować bliźniego ? Na tym polega radość tolerancji ? Na wrzasku i obrzucaniu drugiego obrażającymi jego godność epitetami ?
Słyszalem wielokrotnie: "Bóg obdarzył cię tyloma wspaniałymi cechami a ty tak mu się odwdzięczasz !" Miłosierny Bóg... jednych ludzi obdarza a innych też obdarza ale inaczej, sprawiając, że rodzą się kalekami, niepełnosprawnymi fizycznie bądź umysłowo, umierają zbyt wcześnie w bólu i męce pozostawiając na obcej często łasce, bezradne dzieci.
Jed