La Estrella Solitaria
Siedziała przy stoliku, kołysząc się lekko w rytm kubańskiej muzyki i
popijając San Francisco. Właściwie to zamówiła daiquiri a San Francisco
wzięła jej ciocia, jednak wybierały w ciemno, żadna z nie wiedziała
bowiem zbyt dużo o drinkach. Kiedy spróbowały napojów postanowiły się
zamienić. Annę Farlito, mimo że miała prawie dziewiętnaście lat, wciąż
jeszcze cechowała nieco dziecinna niechęć do mocnych trunków.
Zdecydowanie bardziej odpowiadało jej San Francisco, składające się z
soków pomarańczowego, bananowego i syropu grenadine z dodatkiem
cynamonu i jedynie odrobiną rumu.
"Dyskoteka", na którą miały pójść tego wieczoru, okazała się w istocie
wyposażoną w duży bar restauracją. Stoliki zsunięto na bok i ustawiono
w długim rzędzie, robiąc w ten sposób miejsce parze czarnoskórych
tancerzy. Kobieta miała mnóstwo ciemnych, kręconych włosów i duże,
wydatne wargi. Ubrana była w obcisłą różową sukienkę i legginsy, które
podkreślały jej bujne kształty. Mężczyzna w białej koszuli, spodniach
od garnituru i kapeluszu wyglądał jak aktor ze starego filmu.
Ta cała konwencja przypominała trochę atmosferę filmów sprzed lat -
kolonialna zabudowa Hawany która niszczała coraz bardziej, brak
McDonnaldsów i kolorowych billboardów, przystojni Latynosi... Farlito,
gdyby chciała, mogłaby z powodzeniem pełnić funkcję gwiazdy filmowej,
tyle że nie bardzo jakoś miała ochotę.
Choć była przecież jeszcze bardzo młoda, miała wrażenie, że jej bajka
już się zakończyła, a te wszystkie wydarzenia, które nastąpiły później,
nawet jeśli atrakcyjne, były jedynie pisanym już bez żadnego pomysłu
sequelem.
Wszystko to skończyło się niecałe dwa miesiące temu, kiedy
przedawkowała tabletki nasenne. Czuła to dobrze w momencie, gdy
obudziła się w szpitalnej sali. Oczywiście nigdy tak na prawdę nie
planowała odebrać sobie życia. Wiedziała, że to co zrobiła było krokiem
bardzo lekkomyślnym, chwilowym krzykiem rozpaczy. Tamtego ranka jednak
miała wrażenie, że to wszystko nie ma żadnego sensu. Lekarze
niepotrzebnie starali się, by ją odratować, kiedy i tak nie ma już
przed nią żadnych perspektyw.
Minął jakiś czas, odpoczęła sobie mieszkając u babci, potem wróciła do
domu i próbowała ułożyć sobie życie na nowo. Jakoś to się potoczyło,
wiele spraw ją zajęło, odciągnęło od rozmyślania. Dużo pisała, czytała.
Początkowo unikała przyjaciół, stopniowo zaczęła spędzać z nimi coraz
więcej czasu. Odżyły dawne żarty, wygłupy, stare problemy. Poza jej
rodziną, tylko Roksana wiedziała o tym, co się stało. Kiedy Farlito
opowiedziała jej o wszystkim, pokiwała tylko głową i z pełną rozsądku
miną rzekła:
- Nic się na szczęście nie stało, tylko nie rób tak więcej. A faceci to wiesz, nie ten, to inny będzie.
Łatwo jej mówić, nie chcę innego, pomyślała wtedy Anna, ale w duchu
przyznała, że przyjaciółka odrobiła lekcję. W zeszłym roku podczas
szkolnej wycieczki Gośka przebywająca na silnych środkach
antydepresyjnych wypiła na spółkę z koleżanką ćwiartkę wódki i tylko
dzięki błyskawicznemu płukaniu żołądka udało się ją uratować. Wtedy
Roksanę interesowało głównie to, jak uchronić materac od zarzygania.
Anna strasznie wstydziła się wtedy za przyjaciółkę, więcej - miała
ciągle wyrzuty sumienia, że sama nic nie zrobiła, chociaż przecież nie
było jej przy tym i nikt od niej niczego nie oczekiwał. Ostatecznie być
może nie miało to wielkiego znaczenia, Gosia i tak zmarła kilka
miesięcy później, zamordowana przez Eiselberga.
Anna utkwiła wzrok w tańczących i próbowała o nim nie myśleć. Starała
się odciąć od bolesnych wspomnień, ale nie było to możliwe, przywarły
do niej tak mocno, że rozdzielenie musiałoby oznaczać śmierć.
W sierpniu okazało się, że koleżanka cioci, z którą ta miała lecieć na
Kubę złamała nogę, a wpłaconych pieniędzy nie można już odzyskać. Kiedy
Anna dowiedziała się, że może jechać, początkowo nie przejawiała
en