Ostatni Martwiec
– Przepraszam, czy jest tu kto? To ja, siostra Marta. Przyszłam po pranie – znowu odczekała kilka chwil na odpowiedź, która jednak nie padła. Weszła więc do środka popychając przed sobą wielką plastikową miskę. W kącie łazienki, jak zawsze, leżała starta ręczników, brudnych i śmierdzących. Z fartucha nałożonego na habit wyjęła gumowe rękawiczki i naciągnęła je na dłonie. Brzydziła się dotyku brudnych ręczników, głównie po bezdomnych. Przecież oni wycierają nimi wszystko. Pewnie nawet jednego ręcznika używało kilku facetów. Zawsze wiedziała, że mężczyźni są strasznie niechlujni. Brzydziła się wszystkich mężczyzn, a zwłaszcza bezdomnych. Śmierdzieli alkoholem, papierosami, a najczęściej moczem. Nienawidziła swojej pracy, ale kiedy dostała przydział do schroniska, nie sprzeciwiała się. O nie, jak Bóg jej kazał i takie wyznaczył zadanie to ona je wykona. Z mocno zaciśniętymi zębami, ale wykona. Jeżeli na ziemi jest nieszczęśliwa to w niebie będzie jej to wynagrodzone. Rozmyślając tak nad swoim położeniem, zaczęła wkładać ręczniki do miski. Mniej więcej w połowie stanęła jak wryta. Leżał przed nią ręcznik cały nasiąknięty czymś brązowym. Domyślała się, że raczej nie jest to brudna woda, a utleniona i zaschnięta krew. Bardzo wolno i delikatnie podniosła ręcznik. Ujrzała pod nim twarz brata Michała, bladą i spokojną. W pierwszej chwili zamarła, nie mogła nabrać powietrza. Patrzyła osłupiała na martwe, zamknięte oczy. Wiedziała, że zakonnik nie żyje, ale musiała się upewnić, sprawdzić mu puls, tak jak uczono ją kiedyś na zajęciach z pierwszej pomocy i jak zawsze robili to w filmach. Starała się nie oddychać i nie poruszać gwałtownie, wyciągnęła rękę w kierunku twarzy ukrytej w ręcznikach. Była zbyt przejęta, żeby zauważyć, że usta zakonnika delikatnie drgnęły.
Skupiła się całkowicie na tym jednym, prostym zadaniu. Wyciągała powoli rękę coraz bliżej i bliżej bladych zwłok. Już niemal czuła pod opuszkami palców jego zimną skórę, odwróciła twarz, żeby nie patrzeć jak jej dotyka. Sama świadomość tego, co właśnie robi była wystarczająco odrażająca, nie chciała na to patrzeć. W głowie powtarzała modlitwy. Jest, zimne ciało, nic nie czuć, a więc na pewno nie…
– Aaaa! – krzyknęła siostra czując, jak coś dotyka jej ręki. Zabrała ją, szybko i przycisnęła do piersi. Jednocześnie odskoczyła na krok i wlepiła wzrok w ręczniki. Nerwowo zaczęła się śmiać sama z siebie. Jeden z ręczników zsunął się na twarz martwego zakonnika. Musiała go poruszyć, kiedy po omacku sprawdzała puls. Już spokojna, odwróciła się i swobodnym krokiem ruszyła do drzwi. Musiała wezwać pogotowie i policję, bo przecież nie wyglądało to na naturalną śmierć. Przede wszystkim jednak musiała zgłosić zaistniałą sytuację dyrekcji schroniska. Trup nie ucieknie, a brat dyrektor musi wiedzieć o wszystkim zanim zjawią się służby.
Nagle poczuła coś koło siebie. Jakby ktoś obok niej przebiegł. Drzwi zamknęły się delikatnie i zobaczyła stojącego przed nimi nagiego mężczyznę. Nie wierzyła własnym oczom, był to zakonnik, martwy brat Michał, któremu właśnie sprawdzała puls. Ale jak to się mogło stać? Czyżby się pomyliła?
– Bracie, dobrze się czujesz? – starała się przynajmniej zachować pozory normalności i zdrowego rozsądku, chociaż czuła, że chyba zaraz zwariuje – Jesteś nagi, okryj się.
Zakonnik zdawał się jej nie słyszeć. Otworzył szeroko usta i rzucił się na zakonnicę zanim zdążyła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Łapczywie spijał jej krew. Z każdą kroplą wracały mu zmysły, im bardziej zaspokajał głód, tym lepiej rozumował. W końcu kiedy czuł się najedzony, rzucił bezwładne ciało zakonnicy na podłogę i chwilę gapił się na nią. W myślach wrócił do chwili kiedy został zaatakowany przez wampira i zabity, ale nie widział twarzy swojego oprawcy, ponieważ wydawała się zamazana. Drugim obrazem jaki zobaczył i prześledził w głowie były wydarzenia sprzed chwili. Wiedział kim był i komu służył. Przyklęknął i zaczął płakać.