Ostatni Martwiec

Autor: go24
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Po co to? – zapytał widząc, że starzec nie będzie odczyniał już żadnych rytuałów.

– Żeby się nie odrodził jako wampir. Gdyby każda ofiara zmieniała się i atakowała kolejne, dziś na świecie nie byłoby ludzi – wyjaśnił ksiądz – Ubierz się. Tam masz ubranie – wskazał kupkę ubrań ułożonych na niewielkim stołeczku w kącie sali.

– Przepraszam, mhm, za to, że musieliśmy cię zniewolić. Bez tego, mhm, nie udałoby nam się zdobyć twojej krwi w odpowiednim stadium przeistoczenia. – starzec zamyślił się patrząc na przebierającego się wampira – Powiedz mi, mhm, co się stało z twoimi ofiarami? Jakieś chyba miałeś.

– Jedną. Zakonnicę w schronisku dla bezdomnych na Woli. Nie żyje, zabiłem ją.

– Rozumiem, mhm, tak. Ale czy odciąłeś jej głowę? Nierozczłonkowane ciało, mhm, zmienia się w upiora.

– Nie wiem. Nie, zostawiłem ją i uciekłem. Nie wiedziałem, co się ze mną stało. Spanikowałem. – Michał przestał zapinać koszulę i stał wpatrzony w starca.

– Kiedy to było chłopcze? – zaniepokoił się, nawet zapomniał chrząknąć, jak to robił za każdym niemal słowem.

– Jakieś trzy dni temu.

– Ruszamy natychmiast. – rozkazał ksiądz – Pójdę z Michałem. Ty Patryku sprawdź jak krew zareaguje w zetknięciu z twoim lekarstwem i dołącz do nas jak najprędzej.

            Nie czekając na odpowiedź młody ksiądz złapał Michała za rękę i wybiegli z celi. Starzec wyszedł i udał się do pomieszczenia obok, gdzie mieściło się jego laboratorium.

 

xxx

 

– Knychała, ty… – krzyknął Oblevega. Nie zdołał jednak dokończyć zdania. Czterech osobników rzuciło się na niego. Zapewne były to wampiry, które stworzył jego były przyjaciel, sługusy. Spodziewał się, że będą tak słabi jak ten przy wejściu. Domyślał się, że nie mieli czym się pożywić, zapewne niedawno się przebudzili.

            Jeden, biegnący na czworaka, rzucił się na niego, jak wygłodniały gepard na antylopę. Oblevega uchylił się i silnym ciosem uderzył w brzuch napastnika. Ten zakręcił się w powietrzu i uderzył całym swym ciężarem w ścianę. Po sali rozeszło się echo tępego uderzenia. Zanim jednak Oblevega zdążył się podnieść i wyprostować, został uchwycony przez trzech pozostałych osobników. Wyrywał się,  ale nie dawał im rady. Wolnym krokiem w jego kierunku szedł Knychała.

– Taki potężny, stary, doświadczony wampir, a dał się podejść jak dziecko. – zaczął się śmiać zbliżając się do swojego byłego mistrza.

– Jak? Przecież zostawiliśmy cię w stanie agonalnym. –Oblevega nadal próbował się wyrwać, ale uściski sługusów były zbyt silne. Było pewne, że już się pożywiali.

– Właśnie, zostawiliście mnie na śmierć! Samego w lesie! Zanim wzeszło słońce udało mi się przepiłować sznur i schować między skałami i powalonymi drzewami. Leżałem tam nie wiem jak długo. Zacząłem nawet żałować, że udało mi się uwolnić. Wtedy przyjechały jakieś dzieciaki na biwak. Ich zdrowa krew uleczyła mnie. Wróciłem i znalazłem Marchwickiego. To ja go zabiłem, słońce jedynie dokończyło dzieła – stał już naprzeciw Oblevegi i patrzył mu prosto w oczy – Później chciałem dorwać jeszcze ciebie, ale uciekłeś. Kiedy przyszedłem kryjówka była pusta. Wiele lat zajęło mi odnalezienie ciebie, ale się udało. Zemsta będzie jeszcze słodsza. Podobno najlepiej smakuje na zimno – zaśmiał się do siebie.

– Nie możesz mnie zabić. To ja cię stworzyłem i razem ze mną umrzesz – Oblevega przestał próbować się oswobodzić, wiedział, że nie ma szans z trzema młodymi osobnikami.

– Tu się mylisz, mój przyjacielu – Knychała wystawił zęby, żeby podkreślić wagę swych słów i syknął – Jeżeli wyrwę ci serce i spiję z niego krew, będę mógł żyć bez ciebie. Wolny, tak jak ty.

 

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
go24
Użytkownik - go24

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-12-14 08:32:23