Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XVI
mi zakonu, a ja zwiedzę lochy. Bądź jednak ostrożna. - Może uda mi się także czegoś dowiedzieć na temat zabójstwa księdza Hugona. - Spróbuj. - jego głos dochodził już z pomieszczeń piwnicy. Lady M. na nic już nie czekając, skierowała się ku budynkom plebanii. ** Zszedł po schodach i znalazł się w dusznych pomieszczeniach. Musiał bardzo uważać, żeby nie narobić sobie siniaków, ponieważ w podziemiach nie było żadnego światła. Detektyw żałował, że nie miał przy sobie choćby pochodni, albo nawet świeczki. Lochy były wilgotne i dookoła rozchodził się zapach pleśni. Gdzieniegdzie jednak zaduch przyprawiał Johna o mdłości. Ostrożnie chodził po pomieszczeniach, delikatnie badał palcami ściany. Kilka razy usłyszał pod swoimi butami chlupot, jakby wszedł w wodę. Pochylał się wtedy nad cieczą, dotykał jej, wąchał palce ale czuł tylko wodę. - Jeszcze jedno pomieszczenie i wychodzę. - pomyślał. - I tak niczego tu nie znajdę. Komora była nieco mniejsza niż poprzednie. Mothman machinalnie dotknął ściany i ku swojemu zdziwieniu wyczuł metal. Gdy zaczął go badać i spróbował oderwać od ściany, przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości. Dźwięk i metalowe ogniwa potwierdziły żelazne kajdany na ich końcach. Pracownia tortur, czyli miał rację - kiedyś to nie był klasztor ale co? Zamek? John nie był tego całkiem pewny. Przeszedł kilka kroków i uderzył kolanem w coś masywnego. Dotknął gładkiego blatu. Obok stało coś, co kształtem przypominało krzesło. Detektyw wiedział, że po ciemku nic więcej nie zobaczy. Odwrócił się i wolnym krokiem ruszył ku wyjściu. Znów wszedł butem w coś wilgotnego. Myło mało prawdopodobne, aby w tym pomieszczeniu ktoś rozlał wodę. Pomyślał o nieco innej cieczy. Pochylił się, umoczył w niej palce. Kleiły się. Powąchał - słodki zapach uderzył go w nozdrza. Krew. - Jest tu ktoś? - zapytał głośno, ale bez przekonania. Gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, wyszedł z pomieszczenia tortur. Agnes Mothman nie zastanawiała się z kim powinna rozmawiać. Raźno zastukała do drzwi plebanii. Po kilku minutach małe okienko z drzwiach otworzyło się i Lady M. dostrzegła przyglądające się jej ciekawie oko. - Pani do kogo? - doleciał ją dźwięczny kobiecy głos. - Chciałabym wstąpić do Zakonu. - Agnes odparła bez zastanowienia, jakby oczekiwała takiego pytania. Wiedziała, że musi się jakoś załgać, aby wejść do środka. Okienko ponownie się zamknęło i zapanowała cisza. Po dłuższej chwili Lady M. była pewna, że tym sposobem nie dostanie się do wnętrza plebanii. Odwróciła się i ruszyła w kierunku podziemi klasztoru. Odwróciła się słysząc otwierające się zasuwy. Drzwi do plebanii stały przed nią otworem a w progu czekała na nią kobieta o dźwięcznym głosie i uśmiechała się przyjaźnie. - Proszę. - powiedziała. - Rada za chwilę panią przyjmie. Jak pani się o nas dowiedziała? - Jestem znajomą Ojca Hugona i kiedyś wspominał, że powinnam podążać za swoim powołaniem. Miał rację i chciałabym mu przy okazji podziękować. Kobieta zamknęła masywne drzwi i zatrzasnęła zasuwy. Teraz obie stały na obszernym, otoczonym domkami i wybrukowanym placu. Miejscami tylko dostrzec było można obsadzone kwiatami grządki. Ubrana w czarny habit kobieta ujęła Agnes za rękę. - Niestety nie będzie to możliwe. Ojciec Hugon nie żyje. - wcale nie wydawała się smutna wypowiadając te słowa. Delikatnie gładziła Agnes po dłoni a w jej oczach zapłonęło pożądanie. - To pani pokój. Lady M. niby pobieżnie rzuciła okiem na pomieszczenie. Miękkie łóżko, okno wychodzące na plac przyklasztorny. Jej uwagę przyciągnęła skromna kapliczka. - Bardzo ładna - rzuciła mimochodem. - I pechowa. To przy niej znalazłam Ojca Hugona. Proszę się nie dziwić warunkom, ale takie są reguły zakonu. Agnes obejrzała się i w progu zobaczyła przyglądającą się jej ciekawie zakonnicę. Druga kobieta niepostrzeżenie wyszła z pokoju. - Nie będę przeszkadzała? Nie muszę mieszkać w klasztorze. Zdawało się to jej zupełnie naturalne ale nie było takim dla rozmawiającej z nią zakonnicy. Ta od razu zaprz