Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XVI
"Opowieści z Przeklętej Doliny" "Ucięta Mowa" Część XVI-ta Nie słuchał mszy. Poza tym była śpiewana w nieznanym mu języku. Rozumiał tylko niektóre wyrazy. Pomyślał, że to dość specyficzny klasztor. Pierwszy raz był na mszy, która polegała tylko na śpiewie. Zresztą kogo jak kogo, ale detektywa nic nie powinno w życiu zaskoczyć; on powinien na wszystko być przygotowanym. Nie zdziwiła go zatem obecność tajemniczej, zakapturzonej postaci. - Co chcesz zrobić? - usłyszał pytający szept Agnes. - Dowiedzieć się kim ona jest. Lady M. chciała jeszcze o coś zapytać, ale zobaczyła jak Mothman delikatnie przepycha się przez tłum wiernych. Co chwilę zatrzymywał się tylko i wychylał, żeby zobaczyć czy tajemnicza postać nadal stoi w tym samym miejscu, co przed momentem. Ona jednak nie ruszała się z miejsca, jakby na niego czekała. Lady M. podążyła za nim jak cień. Mothman czuł się tak jakby był w labiryncie. Tracił kontakt z rzeczywistością. Nie zwracał uwagi na oznaki niezadowolenia popychanych osób. Chciał jak najszybciej zaspokoić swoją ciekawość. Wiedział, że w tej dolinie nic nie dzieje się przypadkowo i miał przeczucie, że powinien porozmawiać z tą tajemniczą osobą. Nawet jeśli miałaby ona okazać się duchem Julie James. Tak czy inaczej mogła coś wiedzieć na temat ansuzyjczyków. A może sama też do nich należała? Spróbował wyciszyć wszystkie dźwięki dochodzące do jego uszu, wszystkie oprócz jednego - chciał usłyszeć jej głos. Chciał usłyszeć jak śpiewa, chciał upewnić się co do jednego. Co do czego, sam jednak nie wiedział. Cały czas po głowie krążył mu głos Mary Mothman. Dziwne, że nasilał się właśnie w takich sytuacjach, jakby to miała być jakaś wskazówka. W pewnej chwili zatrzymał się i jakby obudził się z głębokiego snu. Otworzył szeroko oczy, jak dziecko dziwiące się aniołowi. Machinalnie odwrócił się i ujrzał tuż za sobą Agnes. Uspokoił się nieco gdy ją zobaczył a ona uśmiechnęła się łagodnie. Stali tak przez chwilę, jakby znajdowali się na granicy rzeczywistości. Już nie docierała do ich uszu żadna muzyka, żaden śpiew, tylko odgłosy rozmów. Falami omijali ich wierni wychodzący z klasztoru. Ale pośrodku, nadal jak posąg stała tajemnicza postać. Znajdowali się tuż za nią. John i Agnes nie musieli nic mówić. Wystarczył, że spojrzeli sobie w oczy i wiedzieli już co powinni czynić. Mothman zdecydowanie położył dłoń na ramieniu tajemniczej postać. - Możemy porozmawiać? Sam się wystraszył tonu swojego głosu, ale jeszcze bardziej zaskoczyła go usłyszana odpowiedź. - Lepiej późno niż wcale, synu. Detektyw poczuł się tak jakby w niego piorun strzelił. Poczuł jak traci czucie w nogach, jakby grunt usuwał mu się spod stóp. Agnes chwyciła go za rękę i to przywróciło mu przytomność. Tajemnicza kobieta nie odwróciła się w ich stronę. - Wiedziałam, że prędzej czy później mnie odnajdziesz. Wierzyłam, że nie poddasz się tak łatwo. Nie zawiodłeś ani mnie, ani ojca. John miał ochotę obezwładnić kobietę i wymusić z niej prawdę, ale w tym momencie tajemnicza kobieta odwróciła się i detektyw ujrzał najbardziej nieoczekiwany widok, jakiego mógłby się spodziewać. Bowiem istnieją oczy, których nigdy w życiu się nie zapomina, tak jak osoby, które... - Czas odkryć pierwszy symbol, znak boga. - John usłyszał w swojej głowie głos nieznanego pochodzenia. Nieznajoma patrzyła na niego w milczeniu. Nawet nie odezwała się do Agnes. - Wyjdźmy stąd. To nie jest odpowiednie miejsce do rozmowy. Ten klasztor usłyszał już to co miał usłyszeć. - Ale ty przecież... - Dziwisz się, że żyję? Przecież wierzyłeś w to od początku. Może nieco inaczej wyglądam niż wtedy, gdy widziałeś mnie po raz ostatni. Zresztą, ty także się zmieniłeś - nie jesteś już chłopcem. - Nikki zaginęła, mamo. - ostatni wyraz wypowiedział z wyczuwalnym wahaniem. Kobieta nie wyglądała na zaskoczoną. - Bałam się tego. Ale posłuchałam Agnes, i mimo zagrożenia chciałam, żebyś to ty zajął się sprawą morderstw. Ale chyba podejrzewam gdzie może być Nikki. Słysząc to Mothman z