Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XVI
eczyła: - To też nie jest możliwe. Wstępując do zakonu wyłączamy się ze świata zewnętrznego. Odizolowujemy się całkowicie - podkreśliła. - Czy kiedyś się już gdzieś nie spotkałyśmy? - zapytała podejrzliwie. - Może na mszy. - Może - zastanawiała się chwilę. - Rada zakonu wezwie cię na rozmowę. Tymczasem rozgość się. - Zakonnica wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Lady M. była zła na samą siebie, że nie przewidziała rygorów zakonu. Była zbyt naiwna. Teraz, jak najszybciej musiała porozmawiać z Mothmanem. Odczekała dłuższą chwilę i gdy była pewna, że nie ma nikogo na korytarzu, podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę ale drzwi zostały zamknięte od zewnątrz. Zaklęła pod nosem i podeszła do okna. Miała nadzieję, że zobaczy Johna; że wyszedł już z podziemi klasztoru i będzie mogła jakoś się z nim porozumieć. Nogi ugięły się pod nią ze strachu gdy zamiast męża pod oknem zobaczyła postać młodego prawnika. Patrzył na nią bezczelnie i ironicznie się ukłonił. Rzucił jej jeszcze jedno spojrzenie i odszedł. Agnes bez sił opadła na łóżko. Mothman miał mieszane uczucia co do tego, co znalazł w podziemiach. Cieszył się, że natrafił na jakiś nowy ślad, ale lękiem przerażała go myśl o tym co może zobaczyć gdy rzuci na to jakieś światło. Tak czy inaczej Agnes także musiała to zobaczyć. Detektyw stanął przed drzwiami prowadzącymi do podziemi. Poczuł się raźniej gdy owiał go chłodny wiatr. Czekał na Lady M. ale nigdzie nie mógł jej dostrzec. Może za chwilę przyjdzie. Pewnie jeszcze rozmawia z zakonnikami, myślał. Ale gdy ta chwila przedłużała się a Agnes nie przychodziła, zaczął się niepokoić. Zdążył obejść kilkakrotnie klasztor a kobieta na niego nie czekała. Postanowił się czegoś dowiedzieć. Podszedł do drzwi prowadzących na teren plebanii. Zastukał kilka razy mosiężną kołatką. Wcale nie zdziwiło go, że miała ona kształt runy Ansuz. Okienko otworzyło się i ujrzał przyglądające mu się z ciekawością czarne oko. Doleciał go młody, kobiecy głos. - Szuka Pan odpoczynku? - Niezupełnie - odpowiedział a w myśli sobie dodał "oby nie wiecznego", głośno jednak tego powiedział. - Szukam pewnej kobiety, która niedawno przebywała na terenie tej plebanii. - Jak jej na imię? - Agnes Mothman, ale mogła się także przedstawić jako Lady M. - Przykro mi, ale nie mamy takiej siostry. Może wstąpiła do innego zakonu. - Ale ona nie chciała wstąpić do zakonu - zaprotestował detektyw. - Chciała tylko porozmawiać z jakimś księdzem i się wyspowiadać. Wspomniała coś bodajże o Ojcu Hugonie. - Starał się nadać swojemu głosowi taki ton, aby osoba po drugiej stronie drzwi nie domyśliła się, że wie, iż Ojciec Hugon został zamordowany. Po chwili ciszy, jakby kobieta po drugiej stronie starała się sobie coś przypomnieć, odezwała się niezmienionym głosem: - Faktycznie, była taka osoba ale tylko pomodliła się u nas i odeszła. John nie umiał ukryć swego zaskoczenia. - Odeszła - powtórzył bezwiednie. - Tak. Może poszła do domu. - Może. Dziękuję, sprawdzę. Okienko zamknęło się ponownie i detektyw stał jeszcze przez chwilę w ciszy. Odwrócił się i ruszył w kierunku domu. Bez światła niczego więcej nie zobaczę w tych przeklętych lochach, pomyślał. Jeszcze tu wrócę. W pobliżu nie czekała żadna dorożka i Mothman zmuszony był pójść do domu pieszo. Po głowie krążyła mu myśl o zdradzie Lady M. *** Czuła się bezpieczna. Usnęła w jego ramionach. Nieważne teraz dla niej było gdzie ją niesie, byleby dalej od tego miejsca. Była szczęśliwa. Cagliostro także, ale z zupełnie innego powodu. Nie ciążyła mu zbytnio, nawet wtedy gdy wchodził po stromych, krętych schodach. Ucieszył się, że ani Agnes, ani Mothmana nie było w domu. Ich nieobecność zaoszczędziła mu wielu niepotrzebnych pytań i odpowiedzi. Nikt go nie widział, nawet córka detektywa. Nikki nie obudziła się nawet na dźwięk przekręcanego klucza w zamku i skrzypienia otwieranych drzwi. Hrabia zamknął je delikatnie i ułożył dziewczynę w swoim łożu. Wiedział, że po tym co przeszła minie sporo czasu nim przyjdzie do