Opowieści z Hellsound. Bratnie dusze. cz1
-
Trzymaj się mocno. – wyszeptał, znowu się
zamieniając, nim tamci doszli do siebie.
Dziewczyna
przerzuciła nogę przez zgrabny zwierzęcy tułów i otoczyła dłońmi jego szyję,
gdy ruszył.
Biegli
po ulicy, ciężkie łapy pumy uderzały w śnieg, lecz nie zapadały się
w niego. Budynki przesuwały się szybko po ich polu widzenia, krzyki
bandytów zostały daleko z tyłu. Znowu sypał śnieg.
Puma
zatrzymała się na początku uliczki, przy której mieszkała dziewczyna, musiała
się więc ona zsunąć z ciepłego grzbietu.
-
Dziękuję. – szepnęła, by głosem nie przywołać
kolejnych nocnych gości.
-
Nie powinnaś wracać sama tak późno, Odprowadzę
cię pod drzwi. – dodał, widząc jej niepewną minę.
Wolnym
krokiem ruszyli chodnikiem, przedzierając się przez zaspy.
-
Skąd się tam wzięłaś tak późno? – zagadnął, i
okazało się, że spokojny ma przyjemny, ciepły głos.
-
Musiałam coś załatwić.
-
Aha. Gramy w „nie mogę ci powiedzieć za dużo, bo
jesteś obcy”. Dobrze. – zatrzymali się przed wejściem do kamieniczki. – Ale
jeszcze się spotkamy, Missea. – odwrócił się, ale złapała go za ramię.