Opowiadania z lumpeksu - SKROMNE PRAGNIENIE
- Uważaj! Jutro tutaj o szóstej, i gówno mnie obchodzi jak się czujesz, masz zarabiać, bo cię zczyszczę!
Odwrócił się strzelając palcami, aby zrozumiała, o czym mówi.
Mathilde poczuła, jakby jakaś gorąca kula szła z jej brzucha do piersi i za chwilę eksploduje. Trzepnie tego fiuta w mordę, aż mu łeb odleci! Pedał jeden! Niech sam daje dupy za pieniądze! W końcu wie jak to się robi, od dziecka! Szlag by
to trafił!
Kiedy przyjechała do Paryża miała 16 lat i była dziewicą. Spotkała go na Gare du Nord, kiedy stała przed tablica informacyjną, patrzyła na nią jakby chciała znaleźć wskazówkę, co zrobić ze sobą. Rodzicom powiedziała, że znalazła ogłoszenie o pracy w bistro z pokojem do zamieszkania. Nie oponowali.
Mieli ją z głowy. Nawet nie prosili o telefon jak się urządzi.
- Szukasz czegoś? – zapytał Arny.
Wyglądał jak gwiazdor, brunet, w białej marynarce i szarych spodniach,
z szalem bordo niedbale zapętanym wokół szyi. Nie wiedziała, że to był strój roboczy. Miał robić wrażenie na takich jak ona, przyzwyczajona do widoku niedomytych chłopaków ze wsi.
- Znam tani hotel, chcesz?
W „hotelu”, który był mieszkaniem kumpla, pokazał jej łazienkę i zostawił samą. Kumpel przyszedł po pół godzinie z kolegą. Od tej chwili zaczął
się jej dramat.
Zgwałcili ją. Trzymali pod zamknięciem trzy dni, robiąc z nią to,
na co mieli ochotę. Potem powiedzieli, że musi pracować dla nich, bo wiedzą skąd przyjechała i mogą z jej rodziną zrobić, co im się podoba. Dali jej telefon komórkowy, ubrali inaczej i wygonili na ulicę. Za pieniądze, które zarobi, może wynająć sobie pokój, który jej wskażą. Musi się codziennie kontaktować
z Arny’m i przekazywać mu pieniądze. Jeśli ucieknie, zatłuką jej matkę.
Nie chciało jej się wierzyć, że zechce im się jechać do jednego z najbiedniejszych regionów Francji i uganiać się za jej rodziną, ale kto ich tam wie?
Była ładna, młoda, klienci dostawali jej telefon od Arny’ego, który tym samym kontrolował ich ilość, ale i tak niektórzy płacili więcej, czasem sami polecali ją komuś, tak, że nauczona oszczędności uzbierała niewielką kwotę. Zaczynała mieć dość zajęcia, którego nienawidziła. Ci obleśni faceci, traktujący
ją jak przedmiot, albo gumową lalkę, która ożyła, sprawiali, że miała wstręt
do siebie, do nich, do całego świata. Była niepotrzebna, niekochana, bezwartościowa.
Nie chciała wiele, ale to, co ją spotkało, przerosło jej wyobraźnię. Widziała
na bulwarach objęte, przytulone pary, w kawiarniach szczebiotali do siebie trzymając się za ręce. Widziała staruszków podtrzymujących się wzajemnie idących alejkami ogrodu. Jej towarzyszem był telefon komórkowy.
Stała przed wystawą sklepu Hermes’a, patrząc na różową torebkę, która nagle stała się dla niej uosobieniem szczęścia, wiary w lepsze jutro. Łzy same płynęły dwiema ścieżkami, łącząc się pod brodą spływały, wsiąkając w t-shirt. Ocknęła się słysząc cichy kobiecy głos tuż obok niej.