Ody do wody!

Autor: matzzz
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0


-Ej, ej, takim lalom nie przystoi stęp przybłędy. Zatrzymaj się, zmęczone myśli włóż między rzędy, posłuchaj gawędy, hej! Kiedy nikt nie walczy o twoje względy, kiedy płciopędy to obrzędy i kiedy ponęty kryją wstręty to znak, że dopadły cię ględy mendy, mętów trendy wwiercają się w głowę niby zbędne trendy. Potrzeba ci specjalnych narzędzi, czegoś co odpędzi obłęd czarnych łabędzi. Potrzeba ci owocowych orędzi! Nikt nikomu na tym świecie nie oszczędzi swoich złości, więc liczi kup, ono uśmiech nakręci, szczęście tobie wnęci!
-Lepiej kup guaranę, po niej wstają nawet śnięci!
-Nie, nie, kup marchew, ona jest bez rtęci, w niej zaklęci czarodzieje witamin!

 

Magda pokręciła przecząco głową i wyszła z bazaru wprost na wpół szeroką ulicę, pustą i szarą. Woda lała się z nieba jak z cebra. Mokły kałuże, podłoże pokryło się kropkami. Z prawej strony szosy rosła szypszyna. Na końcu drogi stał obdrapany, zielony budynek, meta Magdy. W małej odległości przed budynkiem znajdowały się kamieniołomy, wysoka, biała ściana skały. Dziewczyna wyszła za róg budynku. Ostatnia prosta. Wzdłuż chodnika w szeregu ustawieni ludzie, nad każdym z nich rozłożony parasol. Wyciągali przed siebie wyprostowane ręce, w których trzymali papierowe świstki.

Magda po chwili zobaczyła swoje odbicie w dużych drzwiach oszklonych weneckim lustrem. Drzwi rozsunęły się, kiedy dziewczyna podeszła bliżej. Z budynku na ulicę wydostały się przeraźliwe jęki i lamenty. Do Magdy podbiegł portier, wściekły pointer, narzucił na dziewczynę łańcuchy, założył jej kajdanki na przeguby rąk i wprowadził do środka.

Poczekalnia, na ścianach w gablotach przyciemniane zdjęcia osób w wieku studenckim, na środku pomieszczenia ustawione trzy rzędy ławek, a na ławkach młodzi ludzie, opuszczone nisko głowy. Po prawej stronie stała strażnica portiera przypominająca akwarium, obok strażnicy znajdowały się nieoświetlone schody na wyższe piętra. Naprzeciwko schodów automat z kawą i herbatą.

Dziewczyna podeszła do maszyny, na której z daleka widniały nazwy napojów, łańcuchy hamowały jej ruchy, wyciągnęła z kieszeni monety, brzdęk, pod automat pokołował złotówkowy duet. Portier zaczął chrząkać, zerkać na Magdę z uprzejmością, więc chwyciła z trudem kubek i usiadła na ławce.

Po niedługim czasie, kiedy do budynku weszły kolejne osoby, portier zamachał kciukiem do góry, wszyscy ustawili się jeden za drugim i zaczęli iść w stronę schodów. Stopnie usłane półmrokiem, łańcuchy szorują o ścianę, z jednej strony ślady powbijanych paznokci, z drugiej strony poręcz.

Pierwsze piętro, naprzeciwko schodów wejście do WC, w prawą stronę odchodził wąski hol, na którym znajdowały się ponumerowane drzwi do sal. Nagle z jednej z sal wyskoczyły trzy dziewczyny ubrane w nieprzyjemnie ostro kolorowe, ludowe sukienki. Kręciły piruety i śpiewały, powtarzając w kółko tę samą zwrotkę, po czym zniknęły za drzwiami WC.


-Oj, dana, dana, dlaczego twoja twarz od samego rana jest taka nieudana? Uśmiechnij się, dana, oj, dana. Szkoła to twoja druga mama!

 

Magda odłączyła się od reszty ludzi i zniknęła pod numerem 11, otworzyła drzwi, za którymi stała grupa studentów skupioną wokół Koli, młodego, wysokiego chłopaka wyglądającego z twarzy na szorstkiego i smutnego. Kola uniósł rękę i pokiwał Magdzie na przywitanie.


-Cześć, widziałem przez okno, jak zataczałaś półkola, idąc tutaj, kochana, chyba masz niedzisiejsze oczy, o co chodzi? Czy nie męczy cię przypadkiem okrasa magicznego sasafrasa?
-Nie wygaduj głupot, Kola, każdy przecież czasem nie potrafi zasnąć w nocy.
-Aha... powiedz lepiej, jak tam twoje nowe znajomości? Przystojny chłopak, ten który czekał na ciebie wczoraj przy bazarze, on nie jest stąd, prawda?
-Tomasz, bo tak ma na imię mój nowy kolega, pochodzi z Afryki, ale mieszka tutaj, w Polsce, niedaleko metra, zresztą co to za pytanie? Jest XXI wiek, każdy żyje tak, jak chce.
-No, tak, tak, ale są przecież jakieś wytyczne, albo pochłania cię ryk weny, albo wybierasz niemieszane geny, nie każdy lubi takie znajomości egzotyczne.
-Nie rozumiem o czym mówisz. Tomasz jest jak armata, rycerz sarmata, on mnie pochwalił, kiedy śpiewałam, w jego towarzystwie śmieję się bez przerwy. W przyszłości Tomasz chce zostać ekologiem, a to mi się bardzo podoba.
-Kochana, ty znowu o tym śpiewaniu, daj sobie spokój... Na dodatek zapominasz, że nie jesteśmy tutaj po to, żeby zawierać i zajmować się nowymi znajomościami. Skończ z zalotami, zajmij się pracą.
-Hej, nie przesadzasz? Przecież spełniam swoje obowiązki.
-A co z Irkiem i zegarkiem, który otrzymałaś odeń? Między wami dobrze jest, prawda? Daj sobie czas, przemyśl to wszystko, ale błagam cię, nie rób głupstw i nie idź w puszczę, później będą dręczyć dreszcze, deszcz w parapet o tym pluszcze!

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
matzzz
Użytkownik - matzzz

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-02-16 00:56:36