Nowy wspanialszy świat
W tej chwili było spokojnie, ale… Tego dnia po raz pierwszy zabiłem człowieka.
03
„Mówię wam, że to nie żadne ruskie wojsko, tylko zwykli bandyci. Zostawmy tą sprawę Ukraińcom… Wiedziałem, siurki, że nie odpuścicie i będę musiał iść z wami…” – Drom; część jego rodziny została zamordowana przez UPA u schyłku drugiej wojny światowej.
Było ich czterech.
Nasi tajemniczy goście przyjechali cywilną terenówką. Ubrani byli w spodnie i bluzy mundurowe z różnych sortów, jakby każdy ubrał się na własną rękę. Uzbrojeni w kałasznikowy, przynajmniej tak to wyglądało z naszego punktu obserwacyjnego. Separatyści, czy pospolici bandyci? Może kolejni rosyjscy żołnierze w mundurach bez oznak przynależności? Zrobiliśmy zdjęcia i złożyliśmy meldunek Raptorowi 0-0, sekcji dowodzenia całej naszej grupy rozpoznawczej. Dostaliśmy potwierdzenie, że ktokolwiek to jest, to nikt z naszych.
Wyznaczyliśmy nowe podstawowe i zapasowe miejsce zbiórki. Założyliśmy bazę i posterunek obserwacyjny, obsadzany bez przerwy przez dwóch ludzi. A teraz przyszła moja kolej na drzemkę. Wyobraźcie sobie, że macie na sobie kilogramy sprzętu, że próbujecie w tym wszystkim przespać się na zimnej ziemi. A i ten luksus nie był mi pisany. W słuchawce usłyszałem trzy trzaski. Ktoś na posterunku obserwacyjnym trzykrotnie wcisnął przycisk nadawania, sygnał, żebym do nich przyszedł.
Zajęło mi cały kwadrans, żeby przebyć ten krótki kawałek. Przedzieranie się biegiem przez gałęzie i bezlistne krzewy było raczej niewskazane.
- Co jest? – szepnąłem, kiedy w końcu udało mi się do nich doczołgać, czy też raczej podpełznąć ostatnie metry.
- Przyjechały jeszcze dwa samochody – odpowiedział Paszczko, co sam widziałem bez jego komentarza. – Naliczyliśmy siedmiu uzbrojonych facetów i trzy młode dziewczyny.
- Jakieś dziwki?
- Raczej je porwali.
Cholera, pomyślałem, to trochę poza zakresem naszych zadań. Teoretycznie w przypadku aktów bandytyzmu powinniśmy puścić informację dalej, jak każdą, którą pozyskamy. Teoretyzując dalej, takie sprawy to rzecz ukraińskiego MSW. Gówno. Gdyby rzeczywiście miała tu zajechać ich milicja, to my nie musielibyśmy chować się po lasach, tylko spacerowalibyśmy po drogach.
- Puszczę to dalej. Kontynuujcie obserwację – powiedziałem, gdy w budynku rozległ się dziki wrzask, potem śmiechy. Nasz trójka zamarła. Bezwiednie upewniliśmy się, że magazynki dobrze tkwią w gniazdach karabinów. Znów dziki wrzask i wrzawa wielu głosów. Poprawiliśmy ułożenie broni, żeby w każdej chwili móc zacząć strzelać…
Wyobraźcie sobie, że obserwujecie wroga. Towarzyszy wam ogromne napięcie, w każdej chwili spodziewacie się kłopotów. Możecie czymś się zdradzić. Wróg może zauważyć was przez głupi przypadek. Marzniecie na zimnie. Możecie zginąć lub dostać się do niewoli – cholera wie co gorsze. I nagle okazuje się, że na nic nie byliście gotowi.
Z budynku wybiegła naga dziewczyna. Zupełnie naga. Miała opuchniętą, zalaną łzami twarz. Po budowie ciała oszacowałem, że ma maksymalnie 15–16 lat. Zataczając się ruszyła prosto w naszą stronę. Za nią wybiegł jeden z tych gnojków. Potykał się o własne spodnie, które plątały mu się przy kostkach. Wrzeszczał coś po rosyjsku. Jeden z jego kompanów, stojący przed budynkiem podniósł kałasznikowa przymierzając się do strzału.
- Skurwiele – sapnął Paszczko i wycelował karabin. Król Disko również wybrał cel dla swojego kaemu.
- Spokój – warknąłem. – Nic nie róbcie.
Dziewczyna przewróciła się, ale parła naprzód. Instynkt przetrwania. Wstała, znów upadła. Padły pierwsze strzały.