Skądinąd. I zewsząd

Autor: rafalsulikowski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

     Weszła pielęgniarka i kazała pójść za sobą. Zwlokłem się z łoża boleści o własnych siłach. Szła przodem. Ja za nią jak cień. Słońce grzało od wschodu i mój cień kołysał się na ścianie. Pacjenci chodzili tam i z powrotem. Bez celu. W sobie tylko znanym celu. W tym chodzeniu było coś strasznego. Jakby szukali czegoś. Jak gdyby szukali miejsca, portu przeznaczenia, byli w drodze. Bo może byli, nie wiem. Ja byłem. Oto w połowie podróży przez ten biedny wciąż kraj trafiłem tutaj i idę za przedstawicielką średniego personelu, jak sługa. Upokorzenie jest moim chlebem. Prawie ukończony doktorat. A ta mi będzie rozkazywać. No nie. Ale szedłem, bo zawsze słuchałem starszych, mądrzejszych i nigdy się nie buntowałem. Może czas na to, nie wiem. Skręciliśmy w prawo, wolne krzesła były w jadalni. - Zaraz ktoś Pana odwiedzi - powiedziała tylko i poprosiła, żebym tutaj grzecznie poczekał. Właśnie tak rzekła: “grzecznie”. Jasne, że poczekam. Mnie się nigdzie nie spieszy, tu jest tak fajnie, telewizor pokazuje najnowsze afery finansowe, w tle gra muzyka z radia i grają w ping-ponga dwaj pacjenci w lepszej formie. Zostawiła mnie i wyszła, zamykając deliaktnie drzwi. Zapadła głucha cisza, przerywana tylko szumem z radia i monotonnym stukotem odbijanej od zielonego stołu piłeczki.


***

    Chwilę po wyjściu pielęgniarki siedziałem sam przy stoliku, gdzie mnie zostawiła, a w telewizji nadawano "Teleekspres", pacjenci nadal stukali w piłeczkę, a radio nadawało "Fly with me to Malibu" z lat 70tych. Nie wiedziałem, po co mnie tu przyprowadziła, więc czekałem. Jak zwykle nieco się nudziłem, podobno to cecha ludzi zdolnych. Nie czułem się jednak ani wybitny, ani nawet zdolny - przeciwnie jestem pewien, że sam nic nie potrafię ani bez pomocy ludzi, ani bez pomocy Opatrzności. Kiedy dopada mnie napad padaczkowy, staję się zombie. Leżę bezradnie na łóżku i błagam Boga o sen, albo najlepiej śmierć. Bodźce docierają nie tak, jak normalnie, ale wszystkie naraz, ze wszystkich stron, zewsząd i uciskają straszliwie. Potem, kiedy ten stan zwierzęcej, przedludzkiej świadomości mija, znowu jestem człowiekiem, ale już wiedzącym, że sam o własnych siłach niewiele potrafię. I że jest jakiś przełącznik w środku: przekręcasz kontakt i gaśnie światło, pyk i znowu świeci. Tak tedy siedząc przy stole, nudziłem się srogo. 

   I wtedy usłyszałem najpierw kroki od strony korytarza, a potem uchylanie drzwi. Postać, która weszła, był to około 50-letni mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałem i drugi mężczyzna, ale starszy. Obydwaj byli dziwnie ubrani, jak na tę porę roku - w lekkich płaszczach, które zdjęli i powiesili na wieszaku, a wtedy zobaczyłem, że są ubrani w drogie marynarki i bardzo drogie buty. Wstałem, bo patrzyli w moją stronę i wtedy podeszli, wyciągając dłonie na przywitanie. - Pan Sulikowski, Rafał Sulikowski? - bardziej stwierdził niż spytał młodszy, a ja potwierdziłem skinieniem głowy. Nagle wszystkie słowa odeszły i staliśmy kilka sekund w lekkiej konsternacji, po czym odezwał się ponownie: - Przybyliśmy tu do pana, specjalnie do Pana - podkreślił i ruchem ręki dał znać, żebym usiadł, po czym obydwaj zajęli miejsca przy stoliku. Obydwaj mieli ze sobą ciemne aktówki, które otworzyli i wyjęli jakieś dokumenty, a aktówki postawili na podłodze z płytek kuchennych. - Bardzo nam miło Pana poznać. Jesteśmy medykami z Warszawy. Doktor Żuławski i ja chcielibyśmy zadać Panu kilka pytań, a potem przedstawić pewną propozycję - mówił tonem dość ciepłym, trochę jak do nastolatka. - Oczywiście, proszę pytać - powiedziałem, a wtedy odezwał się ów starszy mężczyzna.


***

- Przybyliśmy do pana z Warszawy, jak wspomniał kolega. Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań. Potem mamy dla pana kilka propozycji, zależnie od udzielonych nam teraz odpowiedzi - zaczął starszy mężczyzna, który się nie przedstawił. - W porzo. Walcie z pytaniami! - rzekłem, a potem ugryzłem się w język, lecz było za późno. Słowa poszły w eter. - W porządku. - kontynuował, jak gdyby nigdy nic starszy z przybyszów. - Najpierw chcemy sprawdzić, jak Pan jest zorientowany. Czy wie Pan, jaka jest dziś data i gdzie się Pan znajduje? - spytał miękkim głosem, a potem życzliwie pochylił ku mnie. - Wiem. Mam diagnozę przewlekłej psychozy, leczę się od 2000 roku, czyli od siedmiu lat. A teraz boli mnie tylko głowa - mój głos był nieco bezbarwny, niby z głębokiej studni, zdradzając spłycenie afektu i emocjonalne zblednięcie, o czym znałem z książek. - Zgadza się - inicjatywę przejął Żuławski, a starszy zaczął coś notować. - Podobno przejechał pan sam samochodem przez pół Polski w stanie ostrej psychozy? Czy to prawda? - Jak najświętsza. Ale nikogo nie puknąłem. Musiałem się tylko przespać w zajeździe pod Poznaniem. Rano chciałem jechać dalej o 6, ale drzwi jeszcze główne były zamknięte. Zostawiłem dowód osobisty w recepcji i wyszedłem przez okno z pokoju. Dosiadłem swego malucha i pognałem dalej na północ. Resztę zapisano w karcie przyjęć - opowiadałem specjalnie beztrosko, na luzie, lecz obydwaj mężczyźni słuchali nadzwyczaj uważnie i wszystko stenografowali jakimś swoim systemem notatek. - Wiemy. Karetka przywiozła Pana na ostry dyżur prosto spod kościoła ojców dominikanów z ulicy Kościuszki, gdzie wcześniej dostał pan śniadanie. Potem przywieziono pana tu. Ale ważne jest nie to, co pan mówił tutaj wcześniej. Ważne jest to, czego Pan jeszcze nikomu tu nie powiedział, a co wiemy z innych źródeł. Dlatego prosimy Pana o szczerość i zaufanie. Chcemy nie tylko panu pomóc. Ma pan okazję, żeby pomóc nam i podobnym sobie. I nie tylko....- zawiesił lekko głos Żuławski i w jego wzroku dostrzegłem miękkość i niemą prośbę. - Wiemy, że podobno zdołał pan przejechać ostatnie sto kilometrów na prawie pustym baku. A wcześniej w jakiś sposób pokonał pan ponad czterysta kilometrów trasy w...w trzy minuty. Nikomu pan tego tu nie opowiadał, bo obawiał się, że pana uznają za wariata i wlepią haloperidol. Pisał pan o tym tylko w sieci pod pseudonimem, ale my wiemy, że to Pana historia. Niech pan się nie boi. My Panu wierzymy…

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
rafalsulikowski
Użytkownik - rafalsulikowski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-19 14:31:17