Nowy Początek cz. I
Rankiem, tak jak zapowiedział Azankar
dostarczono mi sfałszowaną korespondencję. Przynieśli je dwaj ochroniarze.
Ci sami, których nocą widziałem w magazynie. Gdy się pojawili leżałem jeszcze w
łóżku, odpoczywając po pracowitej nocy.
- Szef daje ci dwa dni – odezwał
się jeden, jednocześnie rzucając listy na blat stołu. Wyszli nie mówiąc nic
więcej, zostawiając mnie samego.
Wstałem. I tak nie udałoby mi się powtórnie zasnąć. Podszedłem do
niewielkiej komody na której stała misa z wodą. Opłukałem twarz. Postanowiłem
zejść i przy śniadaniu zastanowić się nad swoim pierwszym krokiem. Ubrałem się
niespiesznie. Przed wyjściem zabrałem listy ze sobą. Lepiej żeby nikt ich nie
widział.
Zajmowałem kwaterę na piętrze gospody, o banalnej nazwie „Zaułek
korsarza”. Cieszyła się ona dobrą sławą, według mnie jak najbardziej zasłużoną.
Jadło i napitek w niej podawane były naprawdę niezłe, a klientela nie
wszczynała burd. To wszystko sprawiało, że było to miejsce w którym często
załatwiano interesy. A ja lubiłem wiedzieć co dzieje się w mieście. Z
zasłyszanych plotek i informacji można było zrobić niezły użytek. Właścicielem
przybytku był Klaros, człek dość mocno posunięty w latach, ale za to o niezwykle
sprawnym umyśle, świetnie radzący sobie z prowadzeniem interesu. Jakiś czas
temu wyświadczyłem mu drobną przysługę, upraszając u Azankara zaniechanie
pobierania opłat za ochronę od karczmarza, za co ten w wyrazie wdzięczności
zaoferował mi darmową kwaterę. Największą jednak zaletą płynącą z
zamieszkiwania pod dachem Klarosa było obcowanie ze służebnymi dziewkami, które
były dość swobodne w obyczajach. Lgnęły do mnie jak ćmy do światła, ze względu
na mą niespotykaną i egzotyczną dla tutejszych kobiet urodę. Pochodziłem bowiem
z Ossengardu, kraju położonego daleko na zachodzie. Tak jak wszyscy jego
mieszkańcy miałem niezwykle ciemną karnację, oraz ciało zupełnie pozbawione
włosów, do tego całe pokryte misterną siecią tatuaży, które zrobiono mi w
zakonie Thumkira w
bardzo dawnych czasach. Tak dawnych, że zdawały się tylko snem.
Było wcześnie, więc gospoda świeciła
pustkami. Zająłem miejsce przy jednym ze stołów. Służka zjawiła się bardzo
szybko. Poprosiłem o pieczonego kapłona i wino. Oddalając się zachęcająco
kołysała biodrami. Na posiłek nie kazano mi długo czekać, po chwili zajadałem
się pieczystym. Nie dane mi jednak było go dokończyć, gdyż do izby wkroczyło
sześciu zbrojnych w mundurach straży miejskiej. Rozejrzeli się po wnętrzu, dostrzegłszy
mnie ruszyli w moją stronę. Wiedziałem, że taka wizyta nie przyniesie nic
dobrego. Przez chwile zastanawiałem się nad stawieniem oporu, ale szybko
porzuciłem ten pomysł. Może pokusiłbym się na walkę z dwoma, góra trzema
ludźmi, lecz w starciu z sześcioma nie miałem szans. W dodatku dwóch z nich
dzierżyło w rękach kusze, wycelowane w moją pierś.