Nieśmiertelnik
Kowalski zerknął na klęczącego obok Szybkiego, który w odpowiedzi wzruszył ramionami. Przecież nie mogli tak siedzieć bez końca.
- U nas czysto – odezwał się Twaróg. Na pewno w odpowiedzi na pytanie dowódcy plutonu zadane przez radio.
Kowalski nadal obserwował swój sektor odpowiedzialności. Było mu coraz cieplej. Czuł pot na całym ciele, pod mundurem i pozostałym wyposażeniem. Hełm i karabin ciążyły mu coraz bardziej. I bardziej. Chyba adrenalina zaczęła opadać. Silniki wozów nadal buczały jednostajnie. Czemu nic nie robimy?, pomyślał.
I wtedy zaczęło się jakieś poruszenie. Będziemy ich ścigać?
- Tu „dwójka”, przyjąłem – nadał przez radio Twaróg, po czym krzyknął do swojej drużyny:
- Do wozu!
Nie będziemy ich ścigać? Kowalski zerknął znowu na Szybkiego, który ponownie wzruszył ramionami, zupełnie jakby chciał powiedzieć: „powinniśmy to załatwić, jak mężczyźni, ale pierdoły co nami dowodzą boją się strat wśród cywilów. To niech tu sami przyjdą i zobaczymy”. Dźwignęli się do góry, prostując zdrętwiałe kolana.
- Powinniśmy tam pójść i dokopać gnojkom – powiedział jeden z żołnierzy. Szybki parsknął:
- Najwyraźniej wodzowie mają inne zda…
Strzał!
Zamieszanie.
Z naszego sektora!, dotarło do Kowalskiego. Znowu padł na kolano i zaczął wypatrywać wroga. Odbezpieczył beryla i uniósł lufę, żeby skierować ją przed siebie. Na czele kolumny zrobiło się zamieszanie.
- Trafili go!
- Dawać sanitariusza!
- Skąd strzelał?!
Nagle – mniej niż siedemdziesiąt metrów – Kowalski zobaczył ruch, fragment sylwetki i lufę karabinu. Błyskawicznie uniósł swojego beryla i ściągnął spust. Kolba uderzyła go w ramię, kiedy z lufy wyskoczyły trzy pociski. Huk był głośny. Odezwały się kolejne beryle, PK z dachu MRAP-a. Zagrała „trzydziestka” ich rośka. Powietrze wibrowało od decybeli. Sypały się łuski z wieży KTO. Kowalski znowu wystrzelił. I trzeci raz.
- …ogień! – krzyczał Twaróg.
Nierówność terenu gdzie wcześniej był wróg zniknęła w tumanie pyłu.
- Wstrzymać ogień!
Kowalski w ostatniej chwili zdjął palec ze spustu. Jeszcze jedna seria z PK MRAP-a. I z beryla. I cisza. Aż dźwięczało w uszach.
Kowalski zerknął w stronę czoła kolumny. W końcu doleciały go krzyki. Wydzierał się ranny, krzyczeli ratownicy.
- Utłukliśmy sukinsyna!
Kowalski uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał. Ranny ciągle wrzeszczał. Przecież sam mógł wyłapać tą kulkę. To mogłeś być ty, idioto…
- Żona -
- Miny pułapki? Nie, kochanie. Przy bramie stoję najczęściej. Czasem jakiś tam patrol.
- Ale w telewizji mówili…
- Sensacji szukają pismaki – przerwał Kowalski. Odpowiedziała mu cisza. Kowalski nerwowo zerknął na boki. Z jednej i drugiej strony, nie dalej jak metr, widział innych żołnierzy. Trudno tak rozmawiać z żoną. Nie czekał, aż ona się odezwie:
- A co u rodziców?
- Twoich?
- Twoich, moich. Naszych.