Narodziny [ Rozdział 1 - 4 ]
- Dory wieczór Pani Magdo? Czy coś się stało?
Lekki szok. Ale nie powiem, był to najlepszy element tego popieprzonego dnia.
- Dobry wieczór Konrad. Mogłabym wejść na moment, chciałam porozmawiać o tym, co się dziś stało?
- Jasne, zapraszam. Kawę, herbatę?
Zamknąłem za nią drzwi. Wizualizacja - łóżko, my na nim, wtuleni w siebie, no i ta pościel, nie mogę jej zdjąć z naszych ciał! Kiepski ze mnie wszechwiedzący narrator. Usiedliśmy na łóżku. Blisko, bardzo blisko.
- Konrad martwię się o Ciebie, zaczynasz zachowywać się jak nie Ty. Przewierciła mnie wzrokiem. Wiem, że trudno jest się pogodzić z przeszłością, ale uwierz mi, można.
Zmroziło mnie. Po chwili zacząłem się trząść. Zacisnąłem szczęki. Z dopiero, co zabliźnionych ran popłynęła krew. Umysł zbombardowany obrazami. Ale już po chwili, cicha ingerencja. Taka mała sugestia. Przyzwalam na nią, ale zastrzegam sobie rozstrzygający głos w kluczowych wyborach. Już lepiej. Przestaje się trząść. A ona dotyka moich twarzy.
Pocałunek z otwartymi oczami. Czy to nie kłamstwo? Zębami zahaczając o wargi wgryzaliśmy się w siebie. Przytuliła mnie, tak mocno, z miłością. Poddałem się jej całkowicie.
Nie miałem pojęcia, co robić. Nigdy nie byłem w tak bliski sposób z kobietą. Ale chciałem, w szczególności z nią.
Odsunęła mnie lekko od siebie, nie spuszczając wzroku. Wyciągnęła ręce i powoli ściągnęła koszulkę. Przez moment wodziła palcami po torsie, potem nachyliła się całując moje drżące ciało. Nie śpieszyła się. Początek pocałunku przy lędźwiach, koniec przy szyi.
Przez ten moment zbierałem myśli. Z przymkniętymi oczami, pochłaniałem sygnały z receptorów czuciowych. Teraz ja.
Tak troszkę mnie, nieśmiała inicjatywa. Odsuwam ją lekko. Krzyżujemy spojrzenia. Pochylam się, wyciągam lewą rękę i muskam szyję. Rozkosznie odchyla głowę. Wysuwam język i czubkiem od ramienia po skroń przesuwam go powoli. Przez te parę centymetrów moje nozdrza wariują od zapachu. Woń waniliowych perfum i naturalny zapach jej skóry, oszołamiają mnie.
Guzik po guziku rozpinam białą koszulę, odsłaniając jej nagie piersi. Ona ściąga moją, przytulamy się. Trzęsę się, jest mi chłodno. Dziwna reakcja ciała na zbliżenie. Pani Magda przyciska mnie jeszcze mocniej, ustami dotykam sutków. Samoczynnie wkładam jeden z nich do buzi. Ssę tak jak robiłem to za czasów bycia samą fizjologią - noworodkiem. Tylko, że teraz pierś ma inne znaczenie. Nie ssę, aby przetrwać, robie to dla czystej przyjemności. Całkowicie zdany na intuicję zagłębiam się w kolejne zakamarki jej ciała.
To nie jest kolejny odcinek serii wyobraźnia. Pościel nas nie okrywa. Ona leży na drewnianej podłodze, a ja na niej. Już nic nie mamy na sobie, a mój członek nie jest ograniczany przez bokserki. Ocieramy się o siebie pojękując.
Przy kolejnym otarciu penisa o jej waginę, czuję nasilająca się dozę przyjemności, potęgowaną z każdym ulotnym momentem. Moje ciało sztywnieje. W chwili, kiedy wiem, że przyjemność rozleję się w każdą komórkę ciała, odsuwa mnie. Spoglądam zdziwiony. Uśmiecha się.
- Konrad. Słuchaj mnie i tego, co będziesz starał się wyprzeć. To wcale nie są nieczyste myśli, a teraz usiądź i pozwól mi wysłuchać Ciebie.
Włożyła mojego członka do ust. Wilgotno i ciepło. Jej wargi otuliły go. Ręką miarowo, wykonywała szybkie ruchy - w górę i w dół. Język drażnił najczulszy punkt żołędzi. Czułem jakby płomień świecy wyrósł na moim instrumencie do prokreacji. Jednak nie było oparzenia, tylko bardzo przyjemne płomienne wrażenie.
Oddałem się temu uczuciu bezmiernie. Przymknąłem oczy i wydało mi się, że świat zamarł, tylko dla tej chwili. Cisza dudniła w uszach. Tak jak łomoczące serce w młodej klatce piersiowej. A ona ustami, językiem i obiema rękami sprawiała mi niebo.
Tak powinien wyglądać pierwszy orgazm z kobietą. Zakończony w jej ustach. Pozwoliła skupić mi się tylko na sobie, co uwolniło mnie od tego pieprzonego poczucia, ja dam tobie, to ty dasz mi - przy którym towarzyszy napięcie, nieszczerość i marnotrawienie czasu. Nie czuła się poniżona, zniesmaczona, czy też zła. Po prostu była. Tak jak była gdy wymienialiśmy pierwszy pocałunek złożony z ustrojowych płynów.
Mięśnie mi zdrętwiały. Cicho jęknąłem, a może zaskowyczałem, bo tak mi było dobrze. Kiedy spojrzałem na nią, rozpromieniony szczerym uśmiechem, ona też się uśmiechała.
I właśnie wtedy nadszedł czas. Ona położyła się koło mnie, gładząc po rozgrzanej skórze opuszkami palców, dając mi czas na zebranie sił. Patrzyliśmy na siebie, chłepcząc narastającą ochotę. Nie potrzebowałem o dziwo wielu godzin, minut na osiągnięcie kolejnego wzwodu.
Rytmicznie. Zmieniając tempo. Zmieniając pozycję. Początkowo na niej, wpatrzony w oczy. Później na boku, za nią - z palcami w jej ustach. Lizaliśmy się, smakowaliśmy pot, skraplający się na skórze. U niej pomiędzy udami, czołem ocierając o wzgórek łonowy. Szarpaliśmy się, by czuć siebie mocniej. Skrępowani własnymi ciałami, związani ich modlitwą.
A potem był sen. I my wtuleni w siebie, już bez kołdry narzuconej przez niedojrzałą fantazję.