Narodziny [ Rozdział 1 - 4 ]
Rozdział 4:
Wiatr smagał zakrwawioną twarz. Temperatura nieprzyjaźnie mroziła poszarpane ciało. Noc szalała, wraz ze śnieżną wichurą. A ja wlokłem swe zbolałe mięso. I zamiast chcieć po prostu umrzeć, zamarznąć na tym zadupiu, ja chciałem żyć.
Nie z powodu instynktu, ale z silnego pragnienia udowodnienia całemu światu że śmierć omija mnie, niczym zraniona kochanka.
To prawda pieprzyłem się z nią wielokrotnie, ale tak bez zobowiązań, aż w końcu zraniłem ją, a śmierci przecież nie można zranić.
Wlokę się teraz, ciągnąc moje atletyczne ciało do domu. Żeby opatrzyć mego najwierniejszego przyjaciela.
A ja oddzielony od niego spoglądam świadomością poza ponurą rzeczywistość i otwieram kolejne drzwi prowadzące do przypomnienia sobie kiedy się narodziłem