Narodziny [ Rozdział 1 - 4 ]
ROZDZIAŁ 1:
Stałem na klatce schodowej. Miałem jeszcze 10 minut do umówionego spotkania. Poszedłem na ostatnie piętro kamienicy i odpaliłem „Aresa". Zaciągając się wyjąłem zdjęcie z wycieczki szkolnej. Stałem tam w tłumie kolegów. Wysoki, z blond włosami zwieszonymi do ramion. Obok stała nasza wychowawczyni.
Często wpatrywałem się w nią. Pociągała mnie. Była atrakcyjną kobietą. Przynajmniej tak o niej powiedział mój tata. Ja, byłem za młody na taką wnikliwą obserwację.
Wpatrywałem się w nią, dopóki mój członek nie napęczniał w ciasnych bokserkach. W głowie rozgrywał się epizod. Kolejny odcinek serialu wyobraźnia. Ja i ona całujący się na łóżku. Ale zawsze zakryci cienką kołdrą, ukrywającą wstydliwą nagość. Moje mało doświadczone piętnaście lat nie wystarczało na dodanie szczegółów.
Ocuciłem się szybko, spojrzałem na zegarek. Zgasiłem papierosa i udałem się na korepetycję.
Wieczory spędzałem samotnie. Moim ulubionym zajęciem było bieganie po dachach opuszczonych, zdezelowanych budynków. Gdy byłem już starszy i miałem dostęp do Internetu, dowiedziałem się, że byłem jednym z prekursorów „le parkur".
Bawiło mnie to w pierwotny sposób. Słyszałem przy każdym skoku podszepty praprzodków. Tak jak podczas oglądania zdjęcia wychowawczyni.
Zatrzymałem się. Przede mną ukazały się drzwi do znienawidzonego gimnazjum. Przemknąłem się niezauważony. Dotarłem na strych i przemykając się przez nadszarpniętą deskę dostałem się do jednego z pomieszczeń.
Tu odbywały się wszelkiego rodzaju transakcje i schadzki niegrzecznej młodzieży. Można tu było handlować alkoholem, papierosami i nieźle się bawić, tuż pod nosem grona pedagogicznego. Było to jedno z moich ulubionych miejsc. Usiadłem na zdezelowanym krześle i zapadłem w stan głębokiego rozmyślania. Co zdarzało się mi nader często. W głowie byłem wyidealizowanym obrazem siebie. Rzucałem ciężarówkami, zatrzymywałem kule, latałem i walczyłem z hordami przeciwników, a przy boku stała kobieta mojego życia. Wspaniałe uzależniające wyobrażenia.
Z kolejnego odcinka wyobraźni wyrwał mnie tupot stóp zbliżającej się na strych osoby. Zaciekawiony odwróciłem się w stronę „wejścia" na strych. Po chwili wychyliła się z niego głowa Agnieszki.
- Cześć Konrad.
- Cześć Aga - odpowiedziałem nie spuszczając z jej ślicznej twarzy oczu.
Aga. To była jedna z „tych" dziewczyn". Obiekt pożądania chłopców w obiektach zwanych szkołą. Chłopców niepotrafiących przyznać się do pociągu seksualnego. Wzdychali w zaciszu domowym do wyobrażenia jej twarzy, czy posiadanych zdjęć, a w rzeczywistości spoglądali na nią ukradkiem udając, że nie istnieją.
Tylko nie liczni mogli jej dotykać, rozmawiać, czy wymieniać spojrzenia. Na razie należałem do grona tych, co rozmawiają i wymieniają spojrzenia, na dotykanie przyszedł czas później.
Agnieszka usiadła naprzeciwko i odpaliła papierosa. Była zdenerwowana. Zaciągała się mocniej niż zazwyczaj. Czekałem aż sama zainicjuje rozmowę, ja w tym czasie zająłem się jej skromną garderobą.
Nie była wulgarna. Jasna spódniczka z kokardką nie była ani za długa, ani za krótka. Podobnie sprawa przedstawiała się z dekoltem. Pokazywał tylko część drzemiącego w niej potencjału. Dbała o siebie. Nigdy o niczym nie zapominała. Dodatki w charakterze bransoletek, pasków, wisiorków podkreślały jej indywidualny charakter. Znała swoje atuty, a ja jej. Uśmiechałem się patrząc na bujne loki w kolorze kasztanu, sięgające za ramiona. Na przygryzione usta, wyeksponowane różową szminką. Nie miała niedoskonałości na gładkiej twarzy. Dlatego makijaż nie był jej potrzebny.
- Konrad, mogę się Ciebie o coś zapytać?
- Oczywiście - opowiedziałem spokojnie, obserwując jej błękitne oczy.
- Dlaczego ja mam takiego faceta jak Krystian, czy ja przyciągam takich złych facetów?