Moc bursztynu cz-8
Jadąc najwyżej osiemdziesiątką, po niezbyt ruchliwej trasie - zastanawiała się nad swoim życiem. Nie wiedziała czym ma wytłumaczyć, że od chwili odejścia Norberta zachowuje się jak gówniara. Przecież zawsze była zrównoważoną, jak przystało na mężatkę z dwudziesto paroletnim stażem. A może powinna odwiedzić psychiatrę? Rzekomo, co druga porzucona kobieta, korzysta z tego typu porad. Ale o tym pomyśli później, dzisiaj musi załatwić sprawę niecierpiącą zwłoki. Zatrzymała samochód na poboczu i rozejrzała się na boki. Zdawało jej się, że właśnie tutaj powinna skręcić w prawo, ale w stu procentach, nie była pewna. Nagle jej oczom ukazał się nie pierwszej młodości mężczyzna.
- Przepraszam szanownego pana! – krzyknęła.
Podniósł głowę i popatrzył na nią z góry.
- Co ja za pan? Zielone dla królików zbieram i to wszystko.
- Ja chciałam spytać, czy ta droga prowadzi do stadniny koni?
- Zgadza się, to jest właśnie ta droga.
- Zdawało mi się, że swoje czasu, stał w tym miejscu drogowskaz.
- Kiedyś stał, teraz leży w rowie. Jakiś pirat go uprzątnął z drogi.
- Wobec tego serdecznie dziękuję – powiedziała grzecznie, skręcając w polną drogę.
Jadąc wyboistą drogą, była pewna, że właśnie od tej chwili i od tego miejsca, rozpocznie nowe życie. Życie, które kiedyś wiodła przy boku Norberta, pozostawi daleko w tyle.
Przypomniała sobie, długie, jesienne wieczory. Siedziała w fotelu, robiąc na drutach od czasu do czasu, zerkała w telewizor. Bywały też takie wieczory, że kręciła się w kuchni, czekając kiedy mąż zaśnie. Gdy dało się słyszeć, jego równomierne chrapanie, wtedy cichaczem wchodziła do łóżka, naciągając na głowę kołdrę. Od samego początku ich małżeństwa spali w osobnych łóżkach. Rano gdy Norbert wychodził do pracy, nastawiał budzik, delikatnie całował ją w czoło i otulał kołdrą. Tak było od pierwszego dnia ich małżeństwa, do ostatniego, kiedy jej oznajmił, że odchodzi do innej. Czy było jej przykro? Na pewno tak. Pomimo że nigdy tego nie okazywała, ale w ukryciu musiała walczyć z łzami, które nie pytając o zgodę, gromadziły się pod powiekami. Upłynęło kilka bezsennych nocy, zanim zrozumiała, że tak zadecydował los, a ona jest bezsilna, by mu się przeciwstawić. Jednak nie żałuje, zmarnowanych młodych lat. Przecież Pan Bóg wynagrodził ją synem, którego kocha nad życie i dostrzega ogromne podobieństwo do swojego dziadka. – Ciebie dziadku też bardzo kochałam. Przepraszam, że dopiero spełniam twoje gorące marzenie - powiedziała półgłosem bo właśnie dojechała do celu.