Moc bursztynu cz-10
- Tak Małgosiu, mogę powtórzyć nawet sto razy.
Po chwili spojrzeli na siebie i roześmiali się wesoło. Ten trening pocałunków, odbywał się w korytarzu.
- Jesteś głodny? – spytała robiąc krok do przodu.
- Głodny, to mało powiedziane. Jestem raczej, cholernie głodny.
- Usmażę wątróbkę, zjesz?
- Nie znoszę wątróbki. Widząc jej skwaszoną minę – sprostował: - To jest jedyna potrawa, której nie jadam.
- Nie wiem, jak można nie jadać wątróbki? – skomentowała wzruszając ramionami. – Pozostał jaszcze schabowy w panierce lub pierś z kurczaka. Co wolisz?
- Zdecydowanie schabowy.
- Miałam nosa, żeby wstawić ziemniaki. Już się nawet zagotowały. Ale będziesz musiał pół godziny poczekać. Chyba nie padniesz, przez ten czas z głodu? Tak dużo pracy było, że nie byłeś na obiedzie?
- Było dość dużo. Ale od poniedziałku przychodzi Maciej, to będzie lżej. Posłuchaj Małgosiu…
- Chwileczkę, zaraz będziemy rozmawiać. Trzeba najpierw pozanosić wszystko do pokoju. Zabierz te dwa talerze i sztućce, ja zabiorę surówkę. Na resztę musimy poczekać. Ziemniaki będą za dziesięć minut, międzyczasie usmażę schabowe.
Rozbiła dwa jajka i roztrzepała na talerzu. Włożyła do nich schabowe, potem obtoczyła w panierce i pojedynczo wkładała na rozgrzany tłuszcz.
- Mam mokre ręce, możesz posolić i dodać trochę pieprzu? – spytała.
Spojrzał na swoje dłonie.
- Pomogę ci Małgosiu, tylko najpierw umyję ręce – rzekł kierując się do łazienki.