Moc bursztynu cz-10
-Wobec tego, żebyś się nie denerwowała, dam tobie jakiś grosz: tak na wszelki wypadek.
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy – prychnęła. – Poza tym, za pomoc w sklepie, też nie musiałeś mi płacić. Pomogłam tobie z własnej woli, i nawet nieźle sobie radziłam. A w ogóle, co ty masz do grzebania w mojej torebce?
- Wcale nie grzebałem. Wsunąłem tylko banknot za przepracowany dzień i na tym koniec.
- W takim razie, sklep mamy z głowy. Nie chcę jednak, żebyś mi zawracał głowę adwokatem.
- Więc czego, ty właściwie chcesz? Może porządnego klapsa?
Wzruszyła ramionami, pokazała mu język i zabrała się do opróżnienia talerza.
- Kto to jest Małgosiu, na tym portrecie? Zauważyłem, że ta kobieta, leży na tej rzeźbionej sofie – postukał palcem.
- Dobrze zauważyłeś. To jestem ja w poprzednim wcieleniu.
- Tłuściutka byłaś. A ja byłem tym malarzem, który cię malował. Pamiętam jak się wstydziłaś, że zakryłaś to, co nieco różą.
- Świntuch, na co ty patrzysz?
- Nie jestem świntuchem, tylko normalnym mężczyzną. Nie musze ci chyba tłumaczyć, że oczy normalnego mężczyzny wędrują zawsze tam, czego bardzo pragną.
- A czego ty właściwie pragniesz, Dawidzie?
Ciebie Małgosiu, tylko ciebie.
- Trochę cię lubię Dawidzie, ale nic poza tym.
Spojrzał w jej zielone oczy i wyczytał w nich kłamstwo. Przecież każdemu wiadomo, że prawdziwej miłości, nie da się ukryć. Jednak nie skomentował słów Małgorzaty, tylko się lekko uśmiechnął.