Moc bursztynu cz-1
- Norbert, co ty mówisz? Po dwudziestu pięciu latach? – spytała, kiedy nieco ochłonęła. Trzymając się rękoma za głowę, wolno podniosła się z miejsca i zaczęła przemierzać pokój. – To niemożliwe. Powiedz, że to nieprawda. Nie wierzę, żeby te dwadzieścia pięć lat nie miały dla ciebie żadnego znaczenia.
- Mylisz się Małgorzato. Zawsze miały, i nadal mają znaczenie. Zrozum mnie jednak, zakochałem się w innej kobiecie. Okłamywałem cię, i to od dłuższego czasu. Zawsze kiedy mnie nie było w domu, wtedy byłem z nią. Przepraszam.
- Jak długo to trwa, i kto to jest? – spytała z oburzeniem.
- To ta dziewczyna, która przez pewien czas mieszkała piętro wyżej. Podrzucałem ją bardzo często do pracy, bo nigdy na czas nie mogła zdążyć.
- Na miłość boską! Ona jest młodsza od twojego syna! Zastanów się, jak spojrzysz swojemu dziecku w oczy?!
- Wytłumaczę mu, na pewno mnie zrozumie.
- Co mu wytłumaczysz?! Że nie rozkładałam nóg, na każde twoje żądanie?! Wybacz! Gdy cuchnąłeś alkoholem nie miałam ochoty się do ciebie kleić! Potarła dłonią czoło, po chwili zastanowienia – mówiła dalej: – Posłuchaj Norbercie, musisz zrezygnować z tej dziewuchy i zakończyć ten romans.
- Bardzo bym chciał, Małgorzato. Ale to nie jest wcale takie proste, jakby się wydawało. Ona jest w ciąży, urodzi moje dziecko. Musisz przyznać, że nie mogę jej teraz zostawić na pastwę losu.
Małgorzatę po raz kolejny tego wieczoru, zamurowały słowa męża. Przełknęła głośno ślinę, a potem zrobiła głęboki wdech i wydech.
- Więc się wynoś, do tej lafiryndy! – krzyknęła wskazując palcem drzwi.
- Posłuchaj Małgorzato. Ja nie krzyczę na ciebie, więc wypraszam sobie, żebyś ty na mnie krzyczała. Bóg mi świadkiem, że chciałem wszystko załatwić polubownie. Jednak z tobą nie da się spokojnie rozmawiać, żeby dojść do porozumienia.