Moc bursztynu cz-1
Małgorzata z zachwytem, wpatrzyła się w bukiet czerwonych róż. Pomimo że były piękne, budziły w jej sercu jakiś dziwny niepokój. – Boże. Jak ten czas nieubłaganie pędzi do przodu – rzekła półgłosem i uśmiechnęła się kącikiem ust. Przypomniała sobie pierwszą rocznicę ślubu, gdy ku jej zdziwieniu; Norbert wręczył jej jedną, czerwoną różę. Nie bardzo jej się, to wtedy spodobało, gdyż sądziła, że na taką okazję, mąż obsypię ją kwiatami. Jednak Norbert nie zmienił zdania, każdego następnego roku, wręczał o jedną różę więcej. Dzisiaj z okazji dwudziestej piątej rocznicy ślubu - otrzymała dwadzieścia pięć czerwonych róż.
Właśnie przed chwilą, ucichły gwary gości, a mieszkanie, jak zwykle ogarnęła pustka. Westchnęła ciężko i znudzony wzrok przeniosła na włączony telewizor, było akurat losowanie lotto. Chwilę popatrzyła na mieszające kule, potem przyciskiem pilota, przełączyła na inny kanał i nieco ściszyła głos.
Norbert nie oglądał telewizora, co było u niego raczej niespotykane. Zaszył się samotnie w jednym z czterech pokoi, siedząc w olbrzymim obitym w skórę fotelu – zastanawiał się. Czy żona zrozumie jego nierozważny krok?
Małgorzata nie przeczuwając burzy, która niebawem miała się rozpętać, zajęła się uprzątaniem ze stołu i zmywaniem po gościach. Nie odzywała się do męża, sądziła bowiem, że na pewno dopadło go zmęczenie i dlatego nie dotrzymuje jej towarzystwa w kuchni. Tak naprawdę, zbytnio nie była tym zdziwiona. Ostatnio dużo wyjeżdżał, narzekał na uporczywe bóle głowy oraz przepracowanie. Niewiele się kochali. Wiadomo, zmęczony mąż jest wrakiem w tych sprawach. Prawdę mówiąc, jej to nie przeszkadzało. Była pewna, że mężczyzna pod sześćdziesiątkę, podobnie jak kobieta, przechodzi klimakterium. Podczas przyjęcia srebrnych godów, był zamyślony, mało się uśmiechał. Nawet wtedy, gdy wręczał jej te przepiękne czerwone róże - zawiewało od niego chłodem. – Może on jest chory? – nasunęło jej się pytanie. - To by się nawet zgadzało, żeby za wiele nie myśleć o chorobie, swoje zmartwienia topi w alkoholu. Muszę koniecznie z nim porozmawiać, właśnie nadeszła stosowna chwila.
Nie kończąc zmywania, ściereczką wytarła mokre ręce i dość mocno popchnęła drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę. Stanęła na progu. Dłonią dotknęła framugi drzwi, a głos ugrzązł w jej gardle, niczym ość wigilijnej ryby. Przez chwilę, z niedowierzaniem patrzyła na męża. Zakładał buty, szykując się do wyjścia.