Mizantropia - fragment I

Autor: Mizantropia
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Nim pogrążyłem się w spirali dezaprobaty wypiłem jeszcze dwa kieliszki wina musującego pod rząd, żeby przypadkiem nie stracić rezonu, odstawiając pierwszą lampkę na stół. Bąbelki atakujące podniebienie pomagały ułożyć w głowie to, co miałem zamiar przekazać znanemu reżyserowi N. Kiedy czułem się gotowy, zbliżyłem się do miejsca, w którym przebywał. Otoczony przez kilka osób, starszą parę i innych, młodszych akolitów, naturalnie nie mógł mnie dostrzec. Ustawiłem się wobec tego za nim, zaczynając:

            - Przepraszam...?

            On odwrócił się beztrosko, spodziewając się kolejnych pochwał, pomimo że otrzymał takowych dziesiątki. Musiał być osobą niezwykle próżną lub zakompleksioną, skoro jeszcze nie znudziły go identyczne gratulacje. Zapewne podbudowywał się każdym miłym słowem, uściskiem ręki i poklepaniem po ramieniu.

            - Tak? - zapytał grzecznie, w oczywisty sposób czekając na przejaw uwielbienia.

Postanowiłem go rozczarować.

            - To była najgorsza sztuka, jaką widziałem w życiu.

            Z tej odległości widziałem, jak drobne zmarszczki dookoła jego oczu i ust pogłębiają się, formułując wyraz zaskoczenia. Ludzie wokół również zdawali się być zdumieni. Najchętniej pewnie obrzuciliby mnie  kamieniami za to, że ośmieliłem się wyrazić negatywną opinię. Jednakże zwlekali z obroną arcydzieła, ustępując pola samemu mistrzowi. Reakcje znanego reżysera N. ujawniły mi, iż nie był on przygotowany na zły odbiór dzieła, brak mu było pokory. Nigdy nie doświadczył zjadliwej krytyki, nie nauczył się z nią radzić. Próbował więc udać, że się przesłyszał.

            - Słucham? 

            - To była najgorsza sztuka, jaką widziałem w życiu. - powtórzyłem.
 Zaniepokojenie odbijające się na jego twarzy dodało mi pewności siebie.

            - Przez sto pięćdziesiąt minut nieudolnej próby prowokacji na scenie nie zdarzyło się absolutnie nic, co ktokolwiek mógłby uznać za przejaw talentu czy geniuszu. Spłycono ten dramat sztampowymi, jednowymiarowymi karykaturami postaci, zeszmacając aktorów do zawodowego dna. Uwięził Pan ich w kreacjach, nie pozwalając na stworzenie wyrazistych bohaterów. - mówię, nakręcając się. - Pocięto tekst, rujnując jego głębię oraz spójność. W zamian za to otrzymaliśmy dzieło bez przekazu, ale przynajmniej podane w przyswajanej dla motłochu formie, nieprawdaż? A scenografia? Przez "tak zwane" nowoczesne rozwiązania przestrzenne, których nawet nie potrafił Pan właściwie zastosować, przedstawienie oglądało się nadzwyczaj ciężko. Widz słusznie czuł się nimi przytłoczony. To nie jest żadna brawurowa maniera, to kabotynizm. Zastanawia mnie tylko, po co to wszystko? Dlaczego udaje Pan, że uprawiany przez Pana teatr to coś więcej, niż odebranie przez Pana honorarium w kasie? Może i oszuka Pan standardowego widza, który wróci do domu z przekonaniem, że należy do tej lepszej części populacji, bo nie urżnął się wieczorem jak zazwyczaj, tylko poszedł na Pańskie widowisko, lecz ostrzegam, że nie każdego Pan w ten sposób otumani. I jeszcze jedno. Uprawia Pan zwykły narcyzm, nie sztukę. Zachłysnął się Pan samym sobą, czego dowodem jest to przedstawienie, będące w zasadzie masturbacją Pańskiego ego. 

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Mizantropia
Użytkownik - Mizantropia

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-04-18 18:08:07