Mizantropia - fragment I
Na sekundę przed mym równie złośliwym responsem do grupy dołączył dojrzały pan. Nieświadomy toczącej się polemiki, zwrócił się do głównego bohatera sporu:
- Panie reżyserze, jest tu dyrektor. Chce Panu pogratulować.
Z widoczną ulgą znany reżyser N. kiwnął głową, przyjmując wiadomość. Na pożegnanie łypnął na mnie nienawistnie i bez słowa odfrunął w dalszą chełpliwość. Za nim ruszyli zawsze wierni wyznawcy, po kolei opuszczając krąg. Tylko dziewczyna pozostała w bezruchu. Starsza kobieta, która była świadkiem deliberacji, chwyciła ją delikatnie za ramię.
- Idziesz? - spytała. Blondynka pokręciła przecząco głową.
- Jeszcze nie. Za chwilę do Was dołączę.
Niemłoda pani odpuściła, wzruszając ramionami. Potem znikła, zostawiając nas względnie samych, pośród setek osób. Mierzyliśmy się nawzajem wzrokiem. Wtedy, z powodu pędu powietrza wywołanego ruchem reżysera i świty doszedł do mnie zapach jej perfum. Powiadają, że to podstawowy damski pierwiastek kuszenia. Pachniała nieodpartą kobiecością, delikatnie i aromatycznie, co kontrastowało z jej odwagą i niezależnością.
- Grasz nieczysto. - zauważyłem, wyrywając się z rozważań. Dziewczyna prychnęła rozbawiona, szybko porzucając oficjalne formułki:
- I kto to mówi! Kłótliwy arogant dążący do pokazania swojej wyższości wszelkim kosztem! Naskoczyłeś na N. i wygłosiłeś mu takie kazanie, że ten prawie połknął język. Wstydź się. - skończyła, biorąc od przechodzącego nieopodal kelnera lampkę złocistego płynu.
- Lepsza arogancja niż ignorancja. - odparowałem, też biorąc kieliszek. Odczuwałem skutki nadużycia alkoholu, zrobiło mi się gorąco i otoczenie lekko wirowało. Na szczęście zostało we mnie wystarczająco przytomności oraz elokwencji, by kontynuować. Wziąłem solidnego łyka. - A taką w sprawach sztuki przejawia N. Słuchaj, on zasłużył żeby jebnąć mu solidny paternoster. Wszystko w tym przedstawieniu było żałosne i niedopracowane, poczynając od oświetlenia i dźwięku, a na fragmentarycznym scenariuszu kończąc. Nikt nie każe uprawiać mu teatru klasycznego, ale niech chociaż skończy z robieniem bełkotu, bo to pozostawia niesmak.
Zapadło głuche milczenie, w którym sączyliśmy nasze napoje. Inni ludzie stanowili tło, przechodzili obok nas i rozpływali się w powietrzu. Gdy skupiłem się na blondynce, ich obecność nie przeszkadzała mi tak jak wcześniej. Byli wątpliwymi ozdobami pomieszczenia, przepływającymi dekoracjami. Świadomy, że choćby częściowo nie mylę się w temacie widowiska, spodziewałem się przytaknięcia.
- Być może masz rację. - odrzekła w końcu. - Nie wiem, nie mogę być obiektywna. N. jest mi bliski.
Czyli miałem do czynienia z jego lubą. W sumie mogłem się domyślić, że skoro stanęła ze mną w szranki w jego obronie, to musi jakoś być z nim związana. Rozczarowało mnie to. Nie sądziłem wprawdzie, aby taka dziewczyna była singielką, lecz posądzałem ją o wyższy standard przy doborze drugiej połówki. Im dłużej jednak się nad tym pochylałem, doszedłem do wniosku, że jestem w błędzie. Znany reżyser N. spełniał większość wymogów dobrze rokującego partnera. Za reżyserowanie szmir wszedł w posiadanie niezbędnych zasobów materialnych. Bycie majętnym sygnalizowało kobietom prawdopodobieństwo zapewnienia dobrobytu dla siebie i swojej rodziny. Posiadanie pośrednio mówi o innych cechach, jak pracowitość czy ambicja, której on miał akurat sporo. Inna sprawa, że nie potrafił przekuć jej na dobrą sztukę. Zawód pozwalał mu zająć odpowiednią pozycję społeczną, następny uniwersalny sygnał zamożności. Wydawał się być też od niej sporo starszy. Sugerowało to dojrzałość i stałość w uczuciach, tak bardzo pożądaną przez kobiety.