Mistrzowie Pokory

Autor: plum
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Wstałem znudzony i powoli ruszyłem w jego stronę, zmieniając po drodze swoją postać. Nic szczególnego: do wyglądu angielskiego lorda dołożyłem małe, stereotypowe rogi oraz kopyta. Twardowski akurat wychylał kolejny kieliszek wódki.

            Karczma nagle zamilkła patrząc to na pijącego Twardowskiego, to na stojącego przed nim diabła. Szlachcic zakrztusił się wódką.

            - Co, u licha? - wychrypiał wypluwając na ziemię sporą ilość trunku. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z obecności mojej skromnej osoby – Po coś tu, kumie, zawitał? – zapytał patrząc na mnie półprzytomnymi, świńskimi oczkami.

            - Witaj, bracie – mruknąłem, uśmiechając się kącikiem ust -  Nie poznajesz mnie? – dodałem spostrzegłszy, że Twardowski przygląda mi się badawczo – Me imię brzmi: Mefistofeles. Duch, Co Zawsze Przeczy – skłoniłem się dworsko – Spotkaliśmy się siedem lat temu… Na łysej górze. Podpisaliśmy pewien mały dokumencik… Krwią. Dałem ci moc, w zamian za duszę. Mieliśmy się spotkać pięć lat temu w Rzymie i uregulować nasze rachunki. Ale jakoś nie ciągnie cię do Wiecznego Miasta – nie zwracałem uwagi na szepczące pomiędzy sobą chamstwo. To jest szlachtę – Ale wiatr przeznaczenia, skierował twój statek do mojego portu. Ta karczma Rzym się nazywa! Kładę areszt na waszeci!

            W ostatniej chwili złapałem Twardowskiego za kontusz. Grubas wykazał się nadspodziewaną szybkością. Prawie mi uciekł. Jednak fizyka jest okrutna. Wielkie cielsko szlachcica uderzyło zdrowo o podłogę.

            - Nobile Verbum, pytam się gdzie jest?! – warknąłem, sprzedając grubasowi mocnego kopniaka w brzuch. Twardowski zebrał się powoli z podłogi o otrzepał z kurzu. Minę miał nietęgą.

            - W umowie… Był zapis – powiedział, z trudem łapiąc powietrze – Zanim weźmiesz, co twoje, będę mógł cię trzy razy zaprząc do pracy...

            - Pierdoły…

            - … a ty każdy rozkaz będziesz musiał dokładnie wykonać. I nie zaprzeczaj, znam cyrograf.

            Skubaniec miał rację. Fakt, był tam taki zapis i chcąc nie chcąc musiałem zrobić co mi rozkaże. Cham każe, a pan musi.

            - Spójrz – grubas wskazał dłonią na nadgryzione zębem czasu płótno i namalowanego na nim koślawego konia – Oto godło karczmy. Konik. Widzisz, mam ochotę na przejażdżkę. Skręć mi też bicz z piasku, w końcu muszę jakoś zapanować nad tym zwierzakiem. Ach… I przydałby się gmaszek, w tym lasku najlepiej. Popas, sam rozumiesz. Wysoki, ze strzechą z żydowskich bród, pobitą nasionkami maku. W każde ziarenko wbijesz po trzy ćwieki grube na cal, długie na trzy.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
plum
Użytkownik - plum

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-02-25 19:37:31