Mistrz Haftowanego Listowia
Poczuwszy raz kolosalne możliwości, przyspieszaliśmy wciąż kroku, tracąc poczucie
dystansu do przebytego czasu i odległości. Odkrywały się przed nami wciąż nowe, zmieniające się stopniowo i rosnące przed oczyma krajobrazy, przybliżające nas do kresu podróży.
Zaraz za rozstajem wrześniowego schyłku ostatniego, szczęśliwego lata młodości
moich rodziców,dotknęliśmy tej ich pachnącej czeremchą i bzami wiosennej ery, rozkwitającej
na wskroś.
Droga zbliżała się z wolna do nasypu kolejowego, biegnąc doń prawie równolegle.
Już od pewnego czasu widzieliśmy tory spoza rzedniejących coraz bardziej drzew.
Wtedy odjął pióro od papieru i przez chwilę jakby się zastanawiał, przypominając sobie
kierunek drogi. Myśl jego pobiegła naprzód, szukając w dawnej pamięci znaczącego punktu
odniesienia. Utwierdziwszy się w przekonaniu, zamaszyście postawił kropkę nad i obróciwszy się na pięcie, dalej już bez wahania kontynuował wędrówkę wzdłuż kolejowego toru. Podążyłem
ochoczo za nim.
Tor ciągnął się prosto jak strzelił i gubił za horyzontem, zdawało się, w syberyjskim
wymiarze, wiorsta za wiorstą. Ogarnęło mnie dziwne wzruszenie. Znałem ten dawny, historyczny
pejzaż z dziecięcych lektur i przedwieczornych opowiadań starszych, przywołujących odległe
wspomnienia. Na pewno byliśmy na właściwej drodze, wiedziałem już, że niedługo, a nie będziemy
sami. Przewidywałem za tymhoryzontem malutką stacyjkę z zarośniętym chwastami peronem,
naftowymi lampami sygnalizatorów, zardzewiałymi zwrotnicami i zbiornikiem na wodę dla loko-
motywy. Niosłem ze sobą ten obraz, który stopniowo wyłuskiwał się z pamięci, jak otrzymana
w dzieciństwie pocztówka o papuzich kolorach, rodem z egzotycznych kolonii Ligi Morskiej
i Kolonialnej. Była to stacyjka położona na najdalszych Kresach, ostatnia już na końcu wolnego
świata, przed granicą barbarzyńskiej Bolszewii.
Sobie tylko znaną metaforą przeprowadził mnie poza peron, poprzez pustą poczekalnię, obok zamkniętej na głucho kasy. Zawiadowca w czerwonej czapce, z chorągiewką w uniesionej dłoni, oddawał honory. Nie zatrzymywaliśmy się, aby ulegając czarowi tego miejsca, nie postawić tu już na zawsze naszych namiotów, niczym na Górze Przemienienia. Odeszliśmy czym prędzej