Miłóść
Są , idą , Do kościoła było raptem kilka kroków, więc wszyscy szli pieszo. Czym bliżej tym gorzej ,zapach parującej w powietrzu wódki był tak intensywny ,że drażnił w nozdrza i szczypał w oczy. Do kościoła nie wszedłem . Miałem nieodpartą chęć lać tam kogo popadnie.
Moja mama nie mogła zrozumieć mojego zachowania, bo zresztą skąd.
Kasia ta moja Kasia zobojętniała do końca , zgasła jakoś tak z dnia na dzień.
Na tej całej imprezie nie wiem ile byliśmy , nie pamiętam czy moja mama została czy wróciłem do domu sam , poza kilkoma osobami nikogo tam nie znałem . W tym pijanym widzie nie było mi dobrze.
Dziś myślę ,że okazałem się zwykłym dezerterem , lecz życie miało pokazać jak wielu rzeczy wtedy jeszcze nie rozumiałem .
Tak naprawdę , to chyba tego dnia coś we mnie bezpowrotnie pękło.
Spotykaliśmy się już raczej sporadycznie, bardziej towarzysko. Kasia też już miała nowych kolegów.
Życie nie znosi próżni i paradoksalnie w chwilach gdy myślimy ,że nic się nie dzieje , dzieje się najwięcej tylko jeszcze tego nie wiemy.
Nie wiedzieć kiedy minął już prawie kolejny rok w powietrzu pachniała wiosna.
Świat za moim oknem tętnił feerią barw i zapachów. Pojawili się nowi ludzie, przybyłem parę setek kilometrów w pogoni za muzyką .
Był to chyba taki jeden z niemożliwych zbiegów okoliczności akurat jeszcze byłem w domu, musiała być to końcówka tygodnia.
Dzwonek …. mama musiała chyba wypowiedzieć Sławek po raz pięćdziesiąty bo raczyłem otworzyć drzwi . Na klatce przed drzwiami stoją te moje sarnie oczy z wózkiem i Alą w środku.
Nie mogłem się wprost nadziwić jak tak drobna istota wniosła ten cały majdan na trzecie piętro.
Zaskoczenie mieszało się z radością ,że oto Ona sam przyszła do mnie..... a niech zostaną nawet dwie jakoś to będzie przemknęło mi przez głowę.
W rozmowie okazało się ,że rodzice mojej Sarny ,, niespodziewanie,, dowiedzieli się o weselu w rodzinie a Kasia jest tam świadkiem na ślubie i proszą nas a raczej moją mamę aby 2 dni zajęła się małą Alą.
Wyposażenie typu mleko , pieluchy etc było w komplecie z siostrą. Zaniemówiłem zresztą tak jak i moja mama. Ala została z nami.
Mama moja była kobietą niesłychanie czystą wręcz pedantką .
Tym swoim umiłowaniem porządku potrafiła mi zatruć niezły kawałek życia.
Chyba po rozstaniu z ojcem poszło jej w sprzątanie- roiło się w mojej głowie.
Ala spała sobie grzecznie w tym swoim wózku, ale pod wieczór mama postanowiła ją wykąpać .
Córka sąsiadki z naprzeciwka też miała takiego malucha więc pozostała tylko kwestia pożyczenia wanienki.
Ceremonia kąpieli zaczęła się od słów ,że mam patrzeć, pomagać i się uczyć bo kiedyś sam będę
- 7 -
musiał kąpać swoje dzieci i muszę wiedzieć jak to się robi.
Były to prorocze słowa z czwórki moich dzieci trójkę kąpałem osobiście od dnia przybycia ze szpitala.
Ale mama wyjęła z wózka zaczęła rozbierać. Jakoś mi się zrobiło dziwnie, mała była jakaś taka ziemista jak Pani Wandzia.
Twarz mojej mamy tężała z każdą sekundą
-Leć po Panią Bożenkę ale już !!!!!
Pani Bożenka z naprzeciwka sama jest młodą mama i do tego pielęgniarką od maluchów.
W krótkim czasie nad małą Alą zebrało się całe konsylium.
Nie wiem po jakim czasie , może po około godzinie mała świeciła niczym żarówka a w pokoju
roznosił się zapach wszechobecnej oliwki.. Wkład wózka został cały wymieniony .Ala w spadku po synku Pani Bożenki dostała nowe ciuszki. Jednym słowem sielanka.
Z obiecanych max dwóch dni zrobiły się cztery, łączność w tamtym czasie była utrudniona a w domu rodzinnym malucha drzwi były zamknięte na głucho.