Sen Marty
Obudził ją dźwięk budzika. Zerwała się szybko, popatrzyła odruchowo na zegarek była siódma rano. Rozejrzała się dookoła, z poczatku nie wiedziała gdzie jest , odruchowo popatrzyła na ścinanę pokoju pomalowanego na żółto i wbiła wzrok w swój ulubiony obraz Gustawa Klimta wiszący naprzeciwko jej łóżka. Z niedowierzaniem stwierdziła, że to niestety nie sen, tylko kolejny dzień pracy. Na szczęście dziś pracowała krócej tylko do szesnastej , a niedziele miała zawsze wolne. Cieszyła ją sama myśl , że przy sprzyjającej pogodzie znowu może iść na spacer do portu i przy okazji zrobić zakupy na targu rybnym. Na moment zadumała się , jeszcze raz spojrzała na zegarek , było już naprawdę późno. Biegiem wyskoczyła z łóżka, nastawiła wodę na kawę, zrobiła kanapkę z warzywami i zaczęła się ubierać w iście ekspresowym tępię. Miała jeszcze dwadzieścia minut do odjazdu tramwaju, ale musiała jaszcze podejść do przystanku. Pakowała się do wyjścia, kiedy coś miękkiego otarło się o jej nogi i wydało głośne miauczenie. Zupełnie zapomniała o swoim rudzielcu, który kategorycznie domagał się jedzenia, nasypała mu suchej karmy, nalała mleka do miski i biegiem pognała do drzwi wyjściowych. Zamykając zamierzała sprawdzić, czy w torbie ma portfel, bo często go zapominała. Przeszukując torbę natrafiła palcami na coś ostrego, co wbiło jej się w palec, zaskoczona wyciągnęła nieznany przedmiot na światło dzienne. Było to gęsie zaostrzone pióro ubrudzone w atramencie, zupełnie nie miała pojęcia skąd się tam wzięło, nie zbierała gęsich piór - to nie w jej stylu. Wysypała wszystko z torby, oprócz rzeczy, które powinny się znaleźć w damskiej torebce: jednorazowych chusteczek, pomadki ochronnej, szczotki do włosów, lusterka, notesu i długopisu, dokumentów , portfela, torby na zakupy, mnóstwa rachunków ze sklepu i luźnych zapisanych kartek niewiadomego pochodzenia- była zdumiona ile sie tego nazbierało, było tam coś jeszcze. Kiedy to wszystko przeglądnęła, na dnie torby znalazła uschniętą krwistą czerwoną różę, z wielkimi ostrymi kolcami. Z początku pomyślała, że dawno nie robiła porządków w swojej przepastnej torbie, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd te przedmioty się wzięły. Nagle pociemniało jej przed oczami, aż się zachwiała i straciła równowagę, jakieś mgliste wspomnienie przeciskało jej się przez czaszkę. Przypomniała sobie swój realistyczny sen, klasztor, trzech mnichów, turkusowe oczy anioła, dłonie Edwarda i zapach róży, którą trzymała właśnie w dłoni, czyżby to nie był sen i co te przedmioty robiły w jej torbie. Uszczypnęła się w rękę sprawdzając, czy na pewno się obudziła, nie miała wątpliwości, ręka piekła i robiła się czerwona. Nerwowo spojrzała na zegarek , musiała się pośpieszyć. Pozbierała wszystko z ziemi i pospiesznie zapięła torbę. Z daleka widziała jak jej tramwaj wtacza się na przystanek, poprwwiła ciężką torbę na ramieniu i wsiadła szybko do tramwaju. Ma sporo czasu , aby wszystko sobie jeszcze raz poukładać , będzie jechać do pracy jakieś trzydzieści minut. Jeszcze raz otworzyła torbę i przyjrzała się tym przedmiotą , o róży ciężko było zapomnieć, od razu zrobiło się jej gorąco, przypominała sobie ze szczegółami sen, dostała ją od Edwarda z ich ogrodu przy opactwie. Chwytajac za pióro , przypomnia sobie słowa , które odbijały się głosnym echem w jej głowie o starej przepowiedni , choć nie pamiętała wszystkiego , wzmianka o bramie między światami , starej duszy i sprzyjającym układzie planet, które były identyczne z jej datą urodzin , mocno zapadły jej w pamięci. Nadal miała mętlik