Miejsko-wiejskie zakręty losu (cz 3)
*
Pędząc moim garbusikiem wśród pól i lasów, czułam się wolna jak nigdy. Wiosenne powietrze chłodziło moją skóre a wietrzyk rozwiewał włosy. Słońce wpadało przez uchyloną szybę samochodu i dodawało otuchy. Przyjemna muzyka płynąca z radia zdawała się być balsamem na całe tygodniowe zmęczenie. Do rodzinnej Bobrówki już nie zostało mi wiele drogi. Rodzinna posiadłość, mały odrestaurowany dworek a przy nim park a właściwie to mini lasek. Tak zawsze mi się kojarzyło to miejce. W zwykłym parku są alejki i lawki a tam nie. Trawa i drzewa i jedna ławeczka na środku obok jakiegoś posągu. Wszystko to bezpiecznie ogrodzone, są i konie. Stajnia, w której sie niegdyś chowałam z moim przyjacielem z dzieciństwa. Te poranne przejażdzki konno z dziadkiem. Jakie to odległe... I mój mały pokoik na poddaszu. Małe przytulne pomieszczenie, w kolorze bladoróżowym i białym z kwiecistymi firankami. Nic tam nie zmieniłam od czasów dziecka. Mała namiastka małej Basi. Moje duże wygodne łóżko i kilka obrazów pod ścianą. Usunełam tylko zabawki, reszta jest taka jak dawniej. Skrzypiące drewniane stare schody, i przyjemna kuchnia w starym stylu. Mały salonik, elegancki, z dużą wygodną kanapą i wielkim telewizorem. Miejsce relasku mojego brata, oczywiście poza sypialnią. No i dojechałam. Cisza, żadnych samochodów, świeże powietrze i dziadek na werandzie. Jak miło być w domu. Jak narazie.
Wysiadając z samochodu uśmiechnełam się do dziadka. Wyciągnełam małą torbę podróżną z bagażnika i podeszlam do dziadka.
- Dzień dobry, dziadku! - ucałowałam go w policzek a on odwzajemnił uśmiech.
-Witaj skarbeńku.- Przyglądał mi się badawczo. -Co tam u ciebie? Wszystko dobrze na tych studiach?
-Mam pierwszą w życiu wystawę!- powiedziałam podniecona i z ulgą, że wreszcie coś mi się udało.
-Gratuluję, zawsze wiedziałem, ze wybrałaś dobrą drogę do sukcecu. Nie słuchaj rodziców, oni się nie znają na rzeczach pięknych.
Kiwnęłam głową i weszłam do domu przywitać się z resztą domowników. Dziadek od zawsze mnie rozumiał i pochwalał moją pasję. Dla niego architektura była sztywna, nudna i rutynowa. Może dlatego, że sam kiedyś mial smykałkę do malowania. Odziedziczyłam to po nim.
Mame zastałam oczywiście krzątajacą się po kuchni. Zawsze świtnie gotowała. Przywitała mnie z uśmiechem. Zapytała co u mnie i wróciła do pracy. Nie pochwaliłam się swoim osiągnięciem, zostawiłam to na później. Poszłam do swojego pokoju. W domu było cicho a to oznaczało, że brata w domu nie ma. A tata zapewne był w stajni. Wchodząc do pokoju uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Wyjrzałam i delektowałam się widokami, wolnością i szczęściem tak długo aż nie zobaczyłam podjeżdzającego samochodu siostry. Schowałam głowę w pokoju, i wyciągnełam się na łóżku. Przyjemnie tak powspominać, i znów poczuć się małą dziewczynką. Chwyciałam album leżący na stoliku i otworzyłam, tyle wspaniałych wspomnień. Przeglądałam po kolei zdjęcia aż natrafiłam na jedno czarno-białe. Od razu rzucilo mi się w oczy, jakieś dziwne skojarzenie. Ja z chłopcem. Tak przyjaźń tamtego lata. No tak, teraz już sobie przypominam. Tamtego wieczoru w galerii widziałam podobne, a wrecz identyczne zdjęcie. Różniło się tylko postaciami.To dlatego tamtego wieczoru nie mogłam przestać myśleć o tym zdjęciu. Byłam pewna, że gdzieś je widziałam. I miałam racje! Nawet konie i tło w tyle jest identyczne. Co za zbieg okoliczności.Zdjęcie wygląda jak kopia, i róznią się tylko jednym szczegółem. Dzieci są inne reszta identyczna. Moje rozmyślanie przerwało pukanie do drzwi. Zamknełam album, i ujrzałam siostrę w drzwiach.