Miejsko-wiejskie zakręty losu (cz 3)
-Zostaniesz moją żoną Basiu?- nie wydawał się już taki pewny siebie jak zawsze.
A co ja na to? Stałam tak jak wmurowana i kompletnie nie wiedziałam jak zacząć. Owszem marzyłam o takich zaręczynach, no może trochę bardziej romantycznych i tak dalej,ale to przesada.
-Mateusz, przykro mi,ale nie.- Powiedziałam to najdelikatniej jak potrafiłam.
Nie wstał, dalej tak kleczał i patrzył na mnie. Widać było, że miał nadzieję usłyszeć zupełnie inną odpowiedź. Odezwał się, w końcu:
-Dlaczego?- puścił moją ręke i zaczął wstawać.- Jest ktoś inny?
-Nie ma nikogo innego. Zresztą tak po prawdzie nas też nie ma.- Delikanie i dobitnie powiedziałam i miałam zamiar dalej mówić.- Skąd pomysł zaręczyn skoro nawet nie jestesmy parą? A poza tym mam studia i nie planuję na razie ślubu. Zresztą jeden w rodzinie na chwilę obecną wystarczy.
-Kiedyś się spotykaliśmy.- wydukał.
-Tak, ale to było kiedyś i to nie było nic poważnego. Nic, co prowadziłoby do ślubu.- Byłam już wkurzona na niego i to nie na żarty!-Wybacz,alę muszę wracać.
Ruszyłam w kierunku domu zostawiajac go samego. Samego z moim NIE. To jakaś kpina! Naoglądał się za dużo filmów. Wróciłam do domu i poszłam od razu do siebie. Po minach gości obecnych w salonie wywnioskowałam, że o wszystkim wiedzieli. Zostawiłam zmywanie, miałam dość jak na jeden dzień. Nie chwal dnia przed zachodem słońca- jednak warto tego przestrzegać.A w planach mam opuszczenie domu z samego rana!
*
Dziś najwazniejszy dzień w moim życiu. Tak, wymarzona wystawa! Obudziłam się już podniecona wizją wystawy. Zjadłam delikatne sniadanie i tak nie mogłabym nic konkretnego przełknąć. Julka krzątała się po domu, z takim samym podnieceniem. Oczywiście wiedziała o tych całych zaręczynach, które mi się przytrafiły.Wiedziała też, że mam nadzieje, że Mateusz odpuści sobie tą dzisiejszą wystawę. Ona jednak była ciekawa jak on wygląda i wymusiła na mnie obietnice, że jej go pokaże a może nawet ich sobie przedstawię. Co było mało realne. Nie psuła mi jednak humoru, tym całym incydentem. Nie myliłam się jak się potem okazało, rodzice i reszta byli w to zamieszani. Ochłonęłam, ale nadal mam żal za takie durne przedstawienie. Dzisiaj jednak miałam zamiar cieszyć się swoim debiutem. Moim i Kacpra. Wziełam długą relaksującą kąpiel,oczywiście z dużą ilością piany. Ubrałam się w białą dopasowaną bluzkę z kołnierzem przypominającym falbankę, która zresztą świtnie podkreśla mój biust. Do tego spodnie rurki i płaskie balerinki. Pachnące włosy, które akurat dzisiaj ułożyły się tak jak powinny. Makijaż odpowiedni do okazji i byłam gotowa.Oczywiście trema mnie zżerała. Julka już na mnie czekała. Oczywiście wyglądała olśniewająco wtej czarnej koktajlowej sukience. Mrugnełyśmy do siebie porozumiewawczo i wyszłysmy. Pojechałyśmy tym razem na miejsce moim garbusem, nie miałam ochoty na piesze spacerki. Z każdą minutą bardziej nerowowa. Kacper też już był, i tak samo stremowany jak ja. Przywitaliśmy się i weszliśmy we trójkę do środka, wszystko było gotowe tak jak przygotowaliśmy przez ostatnie dni. Właściciel już na nas czekał. Życzył miłego wieczoru i krzątał się. A moim towarzysze patrzyli na siebie jakby widzieli się po raz pierwszy w życiu. A widzieli się już nie raz.To nerwy tak na ludzi działają czy to jakaś chemia? Nie miałam nawet okazji nad tym pomyśleć bo zaczęli się schodzić ludzie. Kelenrzy zaczęli roznosić drinki i przystawki. A my witaliśmy gości i rozmawialiśmy na temat swoich prac. Było miło. Kacper uśmiechał się do mnie z drugiego końca galerii. Oczywiście odzwajemniałam każdy uśmiech. Zjawiła się nawet Agnieszka. Tak, ta sama Agnieszka, która nie zna się na sztuce. Rodzice i dziadkowie też się zjawili, wszyscy zachwyceni i dumni. Brat też się zjawił z kolegami. Nawet była Monika z Robertem.A co najważniejsze Mateusz jednak zrezygnował z przyjścia. Wieczór się dopiero rozkręcał, a ja odkrywałam w sobie energię jakiej nigdy nie znalam. Nie za sprawą alkocholu, bo byłam trzeźwa. Przyglądałam się ludziom, wyłapując co myślą i jak obierają to co widzą. Odwzajemniając każdy uśmiech. W pewnym momencie odwzajemniłam dobrze mi już znany uśmiech. Ten sam, który tak niedawno mnie opętał. Nie to nie możliwe! Cofnełam wzrok, zupełnie jak bym nacisneła klawisz cofania. Tak to te same ciemne oczy, ta sama blada cera i ten uśmiech. Ugieły się pode mną kolana, a gdy zaczął iść w moim kierunku to zakręciło mi się w głowie.W tym samym momencie podeszla mama. Ochłodziło to moje zmysły i wróciłam na ziemię. A on zniknął wśród innych gości. Dlaczego akurat w tym momencie musiała podejść mama?!