MELODIA cz.5 - ostatnia
- I co teraz? – wychrypiałem swym nienaturalnym wciąż głosem – Co zrobisz?
Zamarła, widząc mój wyraz twarzy. Wyrwałem jej skrzypce z rąk i w imię tych wszystkich nieszczęsnych ludzi, w imię dziewczyny, której imienia nie znałem, oddającej mi wtedy ostatni, krwawy pocałunek rzuciłem je na bruk i zdeptałem aż pękły z jękiem konania.
- Przestań – poprosiła, nagle zalękniona- Wygrałeś.
Wolno pokręciłem głową w gniewnym zaprzeczeniu i pstryknąłem palcami. Tamtej nocy przeszedłem samego siebie. Stworzyłem iluzję, której nie powtórzyłem już nigdy. Drogę pośród ulic i kanałów. Samochód. Pośrodku.
Pomiędzy.
- Zrobimy to jak trzeba! – syknąłem, wpychając ją do samochodu, który w realnym świecie spoczywał gdzieś na złomowisku.
Skuliła się, obserwując mnie w milczeniu jak osaczone zwierzątko, gotowe ugryźć znienacka.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce, by wszystko było jak powinno. Ukochane cacko Damiana. Łączył w sobie tak wiele dobrych wspomnień, dopóki nie dosięgnął go los. Nie bałem się. Byłem panem swojego miejsca.
- Masz złe informacje kuzynko – powiedziałem zimno – To nie ciężarówka wpadła wtedy na nas.
Ryk klaksonu ciężarówki uświadomił Marcie, że zabawa zaczyna się od nowa, tym razem z jej udziałem.
- Przestań Jean! – nakazała mi gniewnie.
- Czemu to robisz? – zapytałem z pozornym spokojem, chociaż wewnątrz drżałem z napięcia.
- Przestań! Słyszysz?!