"Mały kraj" ; koniec mojej książki [ 68.. ]
Tego było za dużo.
Westchnąłem.
Bo czy to możliwe, by dłonie kobiety, tak samo czule zarzynały kurczaka, w mocnej ręce przyduszały go, by nie bił skrzydłami, a w nocy, pod pierzyną, były lekkie jak puch? Czy pamiętają ten stłumiony szelest piór i paniczną chęć ucieczki?
Nie pamiętają.
Kobiety nie pamiętają. Kiedy jest im źle, idą do szpitala, i ubierają się w żółty szlafroczek. Szukają takich jak ja, by się zemścić.
Patrzyłem z niechęcią na jej kruchą postać, na jej chód pozbawiony wigoru, uległy, jak pokonany przeciwnik. Wszystko się we mnie buntowało. Gdyby choć raz ruszyła przed siebie krokiem marszowym, gdyby odżyło w niej wspomnienie dawnych lat gdy była młoda i mogła łokciem przydusić moją szyję, gdy orgazm jej się nie udał; gdyby raz pokazała, że żyje… Ale umarła, ciągnęła trumnę za sobą. A ja mogłem tylko patrzeć.
Była kobietą i to mnie przerażało.
Nie mogłem przestać o tym myśleć.
Nawet w szpitalu czułem się zaszczuty.
Nawet moja ławeczka zrzucała mnie w gruz, obok samotnego peta, w tą tłustą plamę słońca, przy mej chudej kostce; zrzucała mnie, a ja cierpliwie to znosiłem.
Ale gdy mnie minęła, alejką, obojętna, chyba zamyślona, odetchnąłem, i schowałem nóż za cholewę buta. Kobiety, to inna planeta. Przed ich obroną Bóg dał nam nóż. I noc, gdy zapomnisz o nim i ona jest uległa i ciepła, i nie przeszkadza ci, że nic nie rozumie.
Tak nie rozumie, że cierpisz.
Patrzyłem i myślałem, że jest stara.
Przyzwyczaiłem się do myśli prostej, rzeczowej więc oczekiwałem tego samego. Nie zapięła guzika przy szlafroku i gotów byłem jej to wybaczyć gdyby okazała skruchę, podała przyczynę, i w samokrytyce się ukorzyła. Głupia. Nawet tego nie rozumie.
Przez niezapięty guzik trzeba wstrzymać egzekucję i od razu wygłosić prelekcję, wytknąć, ukarać i nakazać surową kontrolę.
Guzik to gardłowa sprawa. Człowiek musi przestrzegać regulaminu.
Tak.
Właśnie tak uwznioślony, splunąłem i postanowiłem milczeć.
[ 71 ] Moja szalona myśl
Czasami przychodziła mi do głowy szalona myśl, że wiara Chudego była prawdziwa. Bo jak wytłumaczyć jego smutek i ciche cierpienie? Pewnie zdarza się każdemu, że się zamyśli, westchnie, i bezradnie spojrzy przed siebie. Ale Chudy nie wzdychał, nawet jego spojrzenie przyklejone gdzieś na ścianie, nad framugą drzwi, nie wyrażało zamyślenia, tylko smutek.
Moja szalona myśl, która była tak szalona, że w nią nie wierzyłem; moja myśl, niedorzeczna, która łapała mnie za grdykę, a potem tępo naznaczała swój rewir uciskiem na serce; myśl obrzydliwa… bo choć Chudy tak niewiele miał wspólnego z religijną wiarą, to przecież tak wiele o niej w nim zaświadczało; otóż – ta myśl mówiła mi, że wszystko jest kłamstwem, i wszystko jest prawdą.
Chcemy być lepsi od innych, potrzebujemy innych, którymi będziemy gardzić. Tak chcemy zaistnieć, chcemy, by to co w nas złe, bezkarnie było wywyższone. A gdy już ukażemy się innym w prawdziwym świetle, gdy zobaczymy w oczach ludzi strach i podziw – możemy wybrać z tłumu główkę dziecka, przytulić ją i pogłaskać. Tak przekazujemy nowinę, że potrafimy też kochać i współczuć. Lecz naszą prawdziwą cnotą jest pogarda.
Być może Chudy pragnął na starość pogodzić się z Bogiem, bo tylko wtedy by uwierzył w mit miłości i cierpienia, a stąd już tylko mały kroczek do ustroju sprawiedliwości społecznej.
Szaleństwo.
Chudy chciał, by ustrój sprawiedliwości społecznej był prawdą, wierzył w jego moc sprawczą, a jednocześnie trzeźwo patrzył, bo znał magię władzy, potęgę rosnących dworów i popularność wiernopoddańczych haseł. Jedynie trwałe w historii okazały się różnej maści trupy, choć i one szybko stawały się piaskiem na plaży, na budowie, pod stopami. Nawet żyjący jeszcze staruszkowie budzili litość, bo nie zginęli gdy był czas, a teraz kiwali się maniakalnie w przód i do tyłu, usiłując przypomnieć sobie kto strzelał, do kogo i po co. Ci staruszkowie i ich polegli towarzysze, są dzisiaj w szachrajskiej ręce znaczoną kartą. Dzisiaj piewcy wczorajszych klęsk nie patrzą w przyszłość, przyjmują pozy ocalałego z pogromu bojownika. Ich pogarda dla innych jest typowa dla wrzeszczącego pod płotem polskiego kartofla.