Maks (fragment powieści Dziwne przypadki pewnych Ktosiów)
- Niech no spojrzę na to okienko - złapał delikatnie za klamkę i spróbował zamknąć, ale coś wyraźnie stawiało opór, przejechał palcem wzdłuż ramy okna nad samym parapetem i znalazł w szczelinie mały kamyczek. Wyjął go i raz jeszcze spróbował zamknąć okna. Tym razem bez problemu załatwił sprawę.
- Nie można było tego zrobić samemu? - zapytał. - Widocznie to wymagało nadmiernego wysiłku umysłowego. Studentki od siedmiu boleści. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Nacisnął klamkę i prawą stopą był już na korytarzu.
- Maks! - krzyknęła za nim Majka. - Zapomniałeś zabrać swój prezent.
Podała mu malutki pakunek. Spojrzał na nią zdziwiony. Nie lubił jej od pierwszej chwili. Była taka bezwstydna i odnosiła się do niego z kpiną w głosie. Wyczuwał to wyraźnie. Dlatego w tej chwili zupełnie nie wiedział jak ma się zachować. W prawdzie matka uprzedziła go o zamiarach dziewcząt, ale nie spodziewał się, że są one prawdziwe. Myślał, że mama jak zwykle żartuje sobie z niego a apaszkę kupiła na targowym straganie.