Love in the saddle 14
Obudziło mnie wibrowanie telefonu. Zaspany próbowałem dosięgnąć półki , nie wstając z łóżka .
- Cholera- wyrzuciłem z siebie poirytowany tym , że nie mogę go dosięgnąć. W końcu wściekły usiadłem na łóżku i odebrałem. Dzwonił mój asystent Bernard.
- Tak, Bernard. O co chodzi?- odezwałem się do słuchawki jak na szefa przystało.
- Dzień dobry, panie Ray- zaczął uprzejmie.- Wiem ,że będzie pan dzisiaj w klinice, ale ordynator Anderson , ze szpitala psychiatrycznego w Montanie, kazał mi przekazać , że ma pan nowych pacjentów. Aha i osobiście on panu ich przedstawi. Zjawią się u nas na dniach.
No tak. Olivier Anderson miał mi przekazać nową grupę na terapie. W zeszłym miesiącu spotkał się ze mną , by omówić szczegóły hospitalizowania owej grupy. Byli to nastolatkowie. Zupełnie mi to wyleciało z głowy.
- W porządku. Będę do…- przerwałem, by spojrzeć na zegarek, leżący na szafce nocnej. Wskazywał 7.45.- …godziny w klinice.- rzekłem i rozłączyłem się.
Wziąłem głęboki wdech. Odrzuciłem na bok prześcieradło i zakląłem siarczyście. Ponieważ moje spodnie od piżamy , były całe mokre. Cholerny efekt pikantnego snu. Wrrr!!!!!!! Wyskoczyłem z łóżka i w ekspresowym tępię wziąłem prysznic. Chwilę później wpadłem do garderoby. Ubrałem na siebie granatowe spodnie od garnituru, do tego koszulę w tym samym kolorze i biały kaszmirowy sweter w serek. Oczywiście nie zapomniałem o butach. Włoskich. Zbiegłem po schodach, w holu natknąłem się na Maksa , mojego szofera i szefa ochrony. Wychodził ze swojego gabinetu.
- Wyjeżdżamy za 20 minut.- oznajmiłem mu.
- Oczywiście, proszę pana.
Wpadłem do kuchni, gdzie pani Green, przygotowała śniadanie dla mnie i kawę. Pachniało wyśmienicie.
- Witam pani Green.
- Dzień dobry, panie Ray.
W ekspresowym tępię zjadłem i wypiłem. Podziękowałem gosposi za śniadanie i uprzedziłem , by nie szykowała m i kolacji, bo nie wiem kiedy wrócę. Musiałem jeszcze wrócić się do mojego gabinetu. Będąc już w pomieszczeniu, kiedy zbierałem z biurka potrzebne mi dokumenty i kilka innych rzeczy. Mój wzrok powędrował ku zdjęciu Inez na pulpicie mojego Maca Pro. Od razu szeroko się uśmiechnąłem. – Zrobiłem je o świcie, gdy jeszcze spała. Wyglądała na nim niesamowicie. Niewinnie i młodo. Chwyciłem teczkę i wybiegłem z gabinetu. Zamykając go na klucz. Wszedłem przed dom Maks czekał na mnie przy Audi Q7. Wsiadłem do samochodu, rzuciłem teczkę obok siebie na tylnym siedzeniu. Wyjechaliśmy. Z głośników sączył się charyzmatyczny i spokojny głos Scotta Caluma w duecie z Leoną Lewis w utworze „ You are the reason” . Sam go tu umieściłem , a tańczyłem do niego z Nessie w ramionach w zeszłą sobotę. To jest mój, albo nasz ulubiony utwór.- Westnąłem zasłuchany w słowa piosenki. Sięgnąłem po mojego Black Berry Z30. A tam czekała na mnie miła niespodzianka. Mój aniołek, wysłał mi sms.