Lalki cz. I
- Potrzebna jej była operacja. No to ją wykonałem.
- Chcesz zostać chirurgiem?
- Zupełnie nie.
- A wiesz już, kim chcesz być?
- Powiem ci, jak się zastanowię - odparł, wyciągając rękę po bułkę. Lalka obserwowała go z uśmiechem.
Wykonał ostatnie cięcie, po czym odłożył nóż na biurko. Chwycił do ręki obie lalki i wyszedł z pokoju. Ostrożnie stawiał kroki, przyzwyczajając swój wzrok do ciemności.
Cicho uchylił drzwi prowadzące do sypialni ojca. Mężczyzna spał głęboko, oddychając przez usta. Przekręcił się na lewy bok, a w tej samej chwili, księżycowa poświata zalała wnętrze pomieszczenia.
Chłopiec przystanął obok łóżka. Odczekawszy kilka sekund, brutalnie potrząsnął ojca za ramię. Mężczyzna zbudził się gwałtownie, rozszerzając oczy. Jego serce przyspieszyło pracę.
- Bruno? Dlaczego nie śpisz? - wychrypiał. Miał spierzchnięte wargi i nie pogardziłby szklanką zimnej wody.
- Nie mogę zasnąć. Mogę spać z tobą?
- Wskakuj.
Mężczyzna rozchylił kołdrę, patrząc w oczekiwaniu na syna. Ten skinął głową, wyciągając zza pleców swoje lalki.
- One będą spały z nami - oznajmił.
- Dobrze, jak chcesz - odparł, przecierając twarz. - Ale… Bruno, dlaczego one nie mają twarzy?
- Bez twarzy wyglądają lepiej. Denerwowały mnie ich oczy - wyjaśnił, kładąc się do łóżka. Okrył się szczelnie pościelą, trzymając przy sobie oszpecone zabawki. - Dobranoc, tato.
- Dobranoc, synu.
II
Jego dźwięczny śmiech wzbił się w powietrze, kiedy huśtawka zaczęła szybować coraz wyżej. Przymknął powieki wyobrażając sobie, że już za chwilę, już za moment dotknie nieba i będzie mógł lawirować między pulchnymi obłokami. Będzie obserwować żelazne maszyny zwane samolotami i będzie machać do pilotów w granatowych czapkach. Po pewnym czasie wzbije się ponad wszystko, próbując objąć wzrokiem cały świat. Głos jego ojca dochodził z oddali. Wciąż się uśmiechając, otworzył leniwie oczy. Niemal ze smutkiem zrozumiał, że jego przygoda właśnie dobiegła końca. Zeskoczył z huśtawki, spoglądając na mężczyznę, który niecierpliwie zerkał na zegarek. - Musimy już iść, Bruno. Twoja mama będzie się niepokoić. - Jeszcze chwilę, dobrze? Mama poczeka - odparł chłopiec. - Nie, Bruno, musimy iść. - Tylko jeszcze jeden raz! - wykrzyczał, pędząc co sił w nogach na karuzelę. Wskoczył na drewniane siedzenie, odpychając się nogami i pomachał do ojca. - Jeszcze chwila! - dodał. Mężczyzna pokręcił głową z uśmiechem i ponownie spojrzał na zegarek. Wskazówki sunęły wolno do przodu, zbliżając się do cyfry dwanaście. Telefon zawibrował mu w kieszeni. Zerknął na syna i wyciągnął urządzenie, naciskając zieloną słuchawkę. Sekundę później na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Bruno podbiegł do ojca, zgrzany. Jego policzki były zaróżowione, a oddech przyspieszony. - Teraz możemy jechać do mamy - oznajmił. - Mama nie żyje, Bruno.