Krew nie woda
Michał Kossecki, jak zahipnotyzowany, wpatrywał się w ostrze szabli. Była to jedyna pamiątka po czarnej owcy rodu Kosseckich, dziadku Onufrym Kosseckim. Nie zobaczysz we dworze żadnych portretów przedstawiających pana Onufrego, banity i infamisa, który za wszystkie swoje grzechy wylądował pod katowskim toporem. Została po nim tylko zła sława, szabla i złowrogie szepty w głowie pana Michała.
- Chwyć ją mocno. Ruszaj w nieznane. Zatop ostrze we krwi...
Pan Michał odłożył szablę, żałując, że w ogóle wziął ją do ręki. Przez to niemal zapomniał o spotkaniu z ukochaną. Czym prędzej, szybkim krokiem ruszył po już osiodłanego konia.
- Dokąd jedziesz, bracie? Mogę ci towarzyszyć? - Młodszy brat pana Michała, zaledwie szesnastoletni Jacek, jak zwykle zaskoczył brata, pojawiając się znikąd i znienacka.
- Nie tym razem, mam sprawy do załatwienia. - Po tych słowach wskoczył na konia i pognał ku słodkim rozkoszom.
Rumiane dziewczę o iście kuszących kształtach czekało na niego na polanie. A nie była to zwykła wiejska dziewka, która choć kusząca, powodowała jedynie wzrost fallusa w hajdewerach. Ona poruszyła również serce Michała Kosseckiego, niemal do szaleństwa. Teraz rzucili się na siebie, od razu pozbywając się odzienia. Dopiero, gdy leżeli na trawie oddychając głośno, przyszedł czas na rozmowy.
- To już dziś w nocy, prawda kochany? - spytała słodkim głosem Olena.
- Tak... - powiedział cicho Michał.
- Chyba nie rozmyślisz się, prawda?
Kossecki się podniósł.
- Myślisz, że to dla mnie łatwe? Zostawić braci i ojca? Opuścić dom, zabierając przy tym pieniądze? Ruszyć w nieznane?
- Nie zabieramy pieniędzy, tylko je pożyczymy. I musimy uciec. Twój ojciec nigdy nie pozwoliłby byś poślubił chłopkę...
Wybór Michała ułatwiała jedna rzecz. Olena miała dwa twarde argumenty, których nie miał jego ojciec. Duże i kształtne piersi. A skoro pan Michał ponownie na nie spojrzał, rozmowa po raz kolejny zamieniła się w miłosne jęki.
Kiedy wracał do domu, wiatr ochłodził go i orzeźwił. Po raz kolejny pojawiły się wątpliwości. Wiedział jednak, że i tak zrobi to, co ma do zrobienia. Nie zrezygnuje z szalonego planu. Miał tylko nadzieję, że ojciec i bracia mu to kiedyś wybaczą.
Znieruchomiał, gdy wchodząc do dworu, stanął przed ojcem. Choć Michał nie popełnił jeszcze żadnej winy, już czuł się winnym.
- Michale, nie widziałeś może nigdzie szabli tego rezuna przeklętego?
- Masz na myśli dziadka Onufrego?
To był błąd. Choć Andrzej Kossecki był człowiek łagodnym, imię jego ojca zawsze wywoływało w nim gniew.
- Nie waż się używać tego imienia w moim domu! Nazywając go swoim dziadkiem, to tak jakbyś diabła dziadkiem tytułował! Czy nie możesz w końcu zapamiętać... Przepraszam. Przepraszam, że się uniosłem. - Pan Andrzej wrócił powoli do siebie. - Widziałeś ją więc, czy nie?
- Nie ojcze – odpowiedział spokojnie pan Michał.
- Hm. Pewnie gdzieś rdzewieje w jakimś kącie. Powinienem był pozbyć się jej już dawno temu. Nic to. Jadę do pana Krasickiego ze sprawą. Będę po zmierzchu. Albo jutro rano jeżeli pan Krasicki ugości mnie przednim węgrzynem.
Pan Michał odprowadził wzrokiem ojca. Możliwe, że widział go ostatni raz. Gdy zniknął z pola widzenia, młody szlachcic udał się do swojej kwatery. Do nocy miał jeszcze sporo czasu, więc postanowił spożytkować go, opróżniając dzban z winem. Michał często się upijał, by zagłuszyć w głowie głos niesławnego przodka, który czasem szeptał i podpowiadał mu okrutne rzeczy. Tym razem pił, żeby umilić sobie czas i z obawy, by na trzeźwo nie stchórzył. W końcu jednak wybiła północ, a wszyscy powinni już spać. Najciszej jak tylko potrafił, skradł się do ojcowskiego gabinetu i otworzył szufladę, gdzie znajdowały się pieniądze i klejnoty. Czuł się parszywie zabierając je. Niestety, miłość często zmusza ludzi, by czynili różne rzeczy wbrew sumieniu, rozsądkowi, honorowi i zasadom.