Krew nie woda
- Możesz sobie być synem jakiegoś atamana, kozaczku, ale nie przysiadaj się do szlachcica bez pozwolenia – warknął pan Michał i powoli sięgał do noża ukrytego w cholewie buta.
- Nie jestem synem żadnego atamana, tylko kurwy i psa – rzekł, nie przejmując się obietnicą śmierci w oczach Kosseckiego. - Poczekaj jeszcze chwilę z próbą zabicia mnie, która i tak zakończyłaby się porażką, panie szlachticz. - Kossecki nie wiedział czy zacząć się śmiać teraz, czy po tym jak go zadźga. - Mogę ci pomóc. Wiem co cię trapi.
- Tak? A niby co?
- Masz już dość głosu w twojej głowie. -Teraz Kosseckiego zamurowało. - Stary piernik ci nie daje spokoju, a czasem czyni coś wbrew twej woli. Ale to nie jest żaden duch. To ty. Onufry Kossecki narodził się ponownie jako Michał Kossecki. Część twego dziadka siedzi tam w tobie. Będziesz miał spokój dopiero, kiedy zrozumiesz, że ty i on to jedna i ta sama osoba.
- Łżesz, kozaczku. A nawet jeśli nie, to jak niby miałbym...
- Jestem charakternikiem. Znam się na tym.
- Nie pozwolę ci mieszać w mojej gło...
Kozak położył dłoń na czole szybciej, niż Kossecki mógłby mu ją odciąć. I wtedy zrobiło mu się czarno przed oczami. Zaraz po tym ujrzał całe swe wcześniejsze życie. Przypomniał sobie każdy szczegół z poprzedniego wcielenia. Przypomniał sobie kim jest.
Czuł, jakby był nieobecny przez dobre kilkadziesiąt lat, jednak gdy otworzył oczy, okazało się, że w karczmie minęła tylko chwila.
- Dlaczego to zrobiłeś? Ja tobie ani brat, ani swat.
- I bardzo dobrze, żem nie brat, bo pewnie już bym wtedy nie żył jak tamci. A sprawę do waszmości mam taką...
- Ej patrzcie ludzie! - krzyknął ktoś i wszyscy zwrócili wzrok w ich stronę. - Czy to nie Hryhory Tereszczuk, za którego głowę nieźle płacą?
Tereszczuk uśmiechnął się do Kosseckiego.
- Niech moim podziękowaniem będzie to, że oni cię zabiją, a nie ja. Nie będziesz bardzo cierpiał – rzekł pan Michał, nie zamierzając walczyć w obronie jakiegoś Kozaka.
- A ten – krzyknął inny – co z nim siedzi, to sam Michał Kossecki, za którego płacą jeszcze więcej!
Teraz Hryhory zaśmiał się głośno.
- Jak widzisz, chyba jesteśmy sobie przeznaczeni.
I zaczęła się walka, która była ich chlebem powszednim. Gdy było po wszystkim, brutalnie zabawili się jeszcze ze służebnymi dziewkami i zabili niewinnego karczmarza. A później razem odjechali w step, potwierdzając powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami.