Krew nie woda
Wojciech, mimo że nie mógł złapać tchu, uderzył Michała z całej siły w twarz. Ten upadł na ziemię, ale tylko na krótko. Zaraz skoczył na brata jak ryś. Tak był zaabsorbowany walką, że nie usłyszał nawet głosu Jacka.
- Iwan, Hryćko, bywaj tu!
Wkrótce Wojciech otrząsnął się z zaskoczenia i szanse się wyrównały. Dopiero Jackowi z dwoma Kozakami udało się rozdzielić zakrwawionych braci. Michałowi zabrano szablę, żeby nie zrobił czegoś głupiego i zamknięto go w jego pokoju. Tam na zmianę dostawał napadów furii, demolował meble, bił głową w ścianę i ataków rozpaczy. Padał na ziemię i łkał bezsilnie.
- Wstawaj ścierwo! - rzekł mu pan Onufry pełnym pogardy głosem. - Twoi bracia i mój słaby syn wychędożyli twoją ladacznicę, a ty będziesz płakał jak dziewczynka? A ta murwa dawała komu popadnie i pozwolisz, by rozpowiadała wszystkim, jak to bawiła się jak zabawką panem Michałem Kosseckim? Pozwolisz, żeby taka chamska kurwa ośmieszyła cię na całą ziemię wołyńską?
- Nie – wypowiedział to takim tonem, jakby umieścił w swoim głosie cały gniew tego świata.
Podniósł się z podłogi, wyrzucając z pamięci swoją przedchwilową bezradność, bo na samą myśl o tym, czuł pogardę do samego siebie. Podszedł do łóżka i wyciągnął ukrytą pod nim szablę.
Od pewnego czasu, z pokoju Michała nie dochodziły żadne hałasy. Wojciech również ochłonął i postanowił teraz porozmawiać na spokojnie. Jackowi kazał poczekać przed drzwiami.
W pokoju panował półmrok. Wojciech rozejrzał się niespokojnie i dostrzegł brata siedzącego w kącie. Zaniepokoił go ten widok, zwłaszcza, że Michał gładził szablę dłonią i szeptał coś.
- Michał...
Michał zaś uśmiechnął się złowrogo, a z ciemnego kąta patrzyły na Wojciecha błyszczące, złe oczy.
Z nieludzką szybkością wyskoczył do brata, lewą ręką go objął, a prawą wbił szablę w żywot. Michał trzymał go tak w pożegnalnym uścisku, dopóki Wojciech nie zwiotczał i nie upadł na ziemię. Kossecki wyciągnął z niego zakrwawioną szablę. Ona jednak jak wąpierz, łaknęła więcej krwi. Jak na zawołanie, ciekawski Jacek, podsłuchując pod drzwiami i nie słysząc niczego zajrzał do pokoju. Nawet jeśli miałby przy sobie broń bałby się stanąć do walki ze starszym, silniejszym i najwyraźniej szalonym bratem. Rzucił się więc do ucieczki, a pan Michał pobiegł za nim. Młodzieniec już miał zamiar wołać o pomoc, gdy szabla przeklętego przodka tak sieknęła go w głowę, że aż czaszka pękła. Ale zarówno Michał jak i Onufry oraz jego szabla, nie mieli jeszcze dość.
Na schodach spotkał Iwana i Hryćkę. Chciał ich wziąć z zaskoczenia, lecz ci zobaczyli krew na szabli i żupanie. Doszło więc do pojedynku. Michał górował nad nimi i choć Kozacy mieli przewagę liczebną, to szablą Michała kierowała dłoń największego wołyńskiego wywołańca – Onufrego Kosseckiego. Kozacy początkowo walczyli ostrożnie, nie chcąc zranić poważnie pana. Kiedy sobie uświadomili, że to walka na śmierć i życie, było już za późno, a Kossecki wymalował ściany i schody kozacką krwią.
Ich walka wywołała niemały harmider, a ciekawscy słudzy zaczęli się zlatywać jak muchy do gówna. Michał Kossecki zaspokoił ich ciekawość, przepoławiając łeb starego i kulawego Kozaka, chwytając za włosy i podrzynając gardło służebnej dziewce, oraz nadziewając jak prosię młodego pachołka. Nie wszyscy byli tacy ciekawscy, więc Kossecki wpadł do czeladnej i zrobił im Sodomę i Gomorę. A może raczej potop, gdyż wszystko było we krwi. Brakowało Noego, który by ich ochronił na swojej arce.