Krajka.
Wszystko to stanie się później, a przed do porzuconej, sześciennej butelki, w przestrzeń miodowego szkła opatrzonego etykietą: BROWAR PAROWY BRACIA HERZINGER BENDZIN, wpadały osy. Obijały się o ścianki i ogłuszone własnym, ostrym bzykotem wylatywały, jak oszalałe. Niektóre z mrówek poszły za ich przykładem, zwiedzały szklane naczynie, kosztowały resztki płynu.
Inne robotnice sprawdzały zruinowany przez ludzi kopiec. Schodziły po dłoni, spacerowały wokół wypielęgnowanych paznokci wbitych spazmatycznym skurczem w wyrwaną kępę darni. Część łaziła po włosach łonowych, inne po krwiaku na skroni, po sinej grdyce i pod karkiem, przy stopach z zakurzonymi trzewikami. Interesowały się byle jak odrzuconą sukienką w niebieskie groszki, damską bielizną i parasolką.
Osówki, meszki i muchy utworzyły desant, który z rozmysłem spadał na nagie kawałki ciała, lub gdzie popadnie, ale na ofiarę. Kilka owadów kręciło brzękliwe ósemki nad czołem - jakby chciały przywitać się z wytrzeszczonymi gałkami, z których źrenice uciekły za popękane naczyńka - a potem nagle lądowały w rozpulchnionym rozcięciu łuku brwiowego, osiadały na rzęsach, wierciły się w workach spojówkowych.
Trwał niesamowity ruch na świeżo zasiedlanych wyspach mięsa, przy zdartych kolanach i łokciach, przy farfoclu lewego ucha i pod płatem powłoki brzusznej zamaszyście przejechanej niezwykle ostrym narzędziem. O to miejsce walczyło wiele stworzeń, by szczęśliwie złożyć dojrzałe jajeczka.
Bezdusznie praktyczna natura zaprzeczała martwocie, którą mogliby odczuć zaszokowani tym widokiem ludzie.
Przed nastaniem nocy kilka biedronek udekorowało jasne warkocze, a chłód dobrotliwie wygładził zmasakrowane ciało, czym skutecznie zdjął zeń ciężar niedawnych jęków i wszystkie skowytania, całą boleść wykrzyczaną w pustą okolicę, wycharczaną wraz z wymiocinami między zdrewniałe na beżowo badyle. Chłodna aura, jak niewidzialne ziarno, opadła i przyjęła się w ziemi.
* * *
Przed wykopkami Maciej musiał dubeltówką odgonić czarne ptaszyska, które jak sępy uwijały się między radlinkami. Antoś z Kazikiem kruczą hałastrę obrzucali polnymi kamieniami i grudami ziemi. Jakiś czas trwała zażarta walka o szczątki młodej kobiety. Potem stary użyczył własnego pojazdu do przewiezienia tego, co udało się wyrwać spod dziobów i jakoś pozbierać. Zbiegli się ludzie z obu sąsiadujących siedlisk, ale bardzo długo nikt nie miał odwagi, by unieść płachtę i przyjrzeć się z bliska temu, co zostało.
Nad maciejowym kartofliskiem, jak zjawa zawisły białe warkocze, a w jesienne wieczory okoliczni chłopi z ust do ust przekazywali sobie straszliwą wieść o szatańskiej zmowie i zemście na pięknej Elizie.
Mimo szeroko zakrojonych działań śledczych oprócz imienia, wyhaftowanego tu i ówdzie na osobistych rzeczach zamordowanej, niczego więcej nie udało się nigdy z całą pewnością ustalić.
Pochowano ją na cmentarzyku za kościółkiem, z całym szacunkiem należnym kobiecie dobrze urodzonej. Miejscowy artysta, przejęty dramatem, na nagrobnym kamieniu wyrył uroczysko pełne ważek i motyli, nad taflą wyrzeźbionego jeziorka wypisał wszystko, co o niej wiedziano: Elisa 1933. Składano tam bukieciki chabrów lub łodyżki lnu błękitnego, jak krajka chustki znalezionej przy ciele.