Krajka.
Wykarczowane połacie lasów regularnie zarastała kukurydza, buraki cukrowe, słoneczniki i rzepak. Między uroczyskiem, a ostatnimi domami wsi wybudowano potężne kurniki. W kilka lat potem stanęło typowe, pegeerowskie osiedle.
Zardzewiałe płoty butwiejącego ośrodka wypoczynkowego chroniły dzieci pracowników przed zapuszczaniem się w zielska czy nad jeziorko. Ludzie trzymali się od tego miejsca z dala i nie chadzali pod olchy bez istotnej potrzeby. Ci, których zmusiło udać się po piłkę czy po porwany przez wiatr ciuszek załatwiali co trzeba i oddali się szybciej niż przyszli. Mówili, że nawet w upał i spiekotę od porzuconej przez wszystkich ziemi ciągnie jakimś innym, śmiertelnym chłodem.
Z balkonów przysłuchiwali się chrzęszczeniu świerszczy, ptasim zaśpiewom, skrzypieniu spróchniałych konarów starych drzew, lichym szmerom trzcin i rechotaniu żab. Czasem odnosili wrażenie, że słyszą pluski i ludzkie krzyki. Potem sami siebie oskarżali, że nie posłużyło im piwo, że cała ta gadanina o złym i Olchowej Pani przyczynia się do strachu, dlatego rzucające się ryby biorą za uderzenia wiosłem czy dłonią o wodę, a pohukiwania sowy za człowiecze wołania.
Sierpniowe gody jętek stały się miejscową atrakcją. Mieszkańcy wsi wylegali na asfaltową drogę, by z bezpiecznej oddali towarzyszyć niezwykłym owadom w tańcu na krótkie życie i szybką śmierć. Urzekał ich przepastelowy stożek wirujących samców, w który wpadały błękitnoskrzydłe, seledynowo połyskliwe samice. Zachwycało miłosne tornado trzepotu nad bujną zielenią. W prawie nabożnej ciszy podążali wzrokiem za dziwną płaszczką płynąca w powietrzu, i mieli złudzenie, że oto biegnie po łące nieziemska postać oderwana od koron drzew, Olchowa Pani ukryta w wysokich trawach i niskich krzewach, a oni widzą zaledwie jej kapelusz i muszą sobie dopisać resztę o tajemniczej istocie.
Tylko przyjezdni byli na tyle głupi, by mimo ostrzeżeń pod pretekstem zwiedzania pchać się między olszyny i tataraki. Dlatego co jakiś czas w stronę osiedla biegła zapłakana kobieta czy jeszcze dziewczyna, a potem pojawiała się znajoma limuzyna po namaszczone ślimaczym śluzem ciało denata, a jeszcze potem wszystko wracało do normy.
23-06-2011