Kolejny poniedziałek w Niemodlinie...
Przy stolikach delikatny ścisk.
Paru znajomych, jakieś przelotnie wymienione półuśmiechy i dyskretne uniesienia brwi w geście powitania. Całkowicie sobie nieznani; obcy, połączeni tylko wspólnym miejscem. Nikt nie zechciał poznać Pawła, i Paweł nie zrobił nigdy żadnego ruchu ku poznaniu. Byli jak tło w niemym filmie…
Pojawił się kelner i przyjął od Pawła zamówienie na oranżadę. Skrzywił się przy tym tylko nieznacznie - jak zwykle zresztą. W zasadzie mógłby zrealizować dyspozycję bez podchodzenia do stolika. Ten rytuał powtarzał się co niedziela.
Kiedy tylko Paweł został sam, rozpoczął lustrowanie kawiarni. Na znajomych twarzach nie zatrzymywał się ani na moment, tylko tyle, ile było to niezbędne, szukał nowości; sensacji dnia; ciekawostki - czegoś co by zajęło umysł choćby przez chwilę.
I znalazł…
Jego wzrok zatrzymał się na blond piękności, siedzącej kilka stolików dalej. Siedziała w towarzystwie kilku osób i sprawiała wrażenie niezmiernie znudzonej. Miejscem? Osobami jej towarzyszącymi? A może była po prostu znudzona zawsze i wszędzie? Nigdy jej tu nie spotkał, był tego absolutnie pewien. Nie zapomniałby takiej twarzy. Ani wyrazu oczu. To właśnie oczy przyciągnęły jego uwagę. Uroda, jak uroda - rzecz względna. Sam Paweł nie gustował w cukierkowato pięknych dziewczynach. Ich ostentacyjna uroda raczej go onieśmielała niż zachęcała do rozmowy. A zresztą, jaki z niego znawca? Ile znał pięknych dziewczyn? A z iloma rozmawiał? Samotnik… Dziwak…Wyrzutek… A teraz wpatrywał się w tamtą dziewczynę z coraz większą fascynacją. Trwał tak jak urzeczony. Miała oczy o nieokreślonym bliżej kolorze. Mieniły się w świetle kawiarnianych lamp niebieską i zieloną barwą. Ta kombinacja wprost paraliżowała Pawła. Nieznajoma także spojrzała na niego, czy to w przeczuciu, że ktoś ją obserwuje, czy przypadkiem - i ich spojrzenia spotkały się w połowie sali, niczym przechodnie na ruchliwej ulicy. Przez chwilę czas i przestrzeń przestały dla Pawła istnieć. Nigdy marzenia Pawła o dziewczynie nie były tak realne. Nie zdawał sobie z tego sprawy aż do teraz. Zieleń oczu dziewczyny uwięziły go, były niczym kosmiczne echo w eterze: równie realne, co niezrozumiałe. Paweł wnikał w strukturę turkusu jej źrenic z szybkością tak zachłanną, iż stracił nad tym kontrolę. Poczuł przemożną chęć zbliżenia się do tego źródła jak najbliżej się da. Tkwił jednak wciąż na krześle. Wierny swojej naturze.
Ogromnym wysiłkiem zamknął powieki. Przez chwilę studnia koloru zieleni i błękitu wciąż go przyzywała, ale wkrótce zaczęła się rozpływać w nicości jego własnej percepcji, aż w końcu znikła zupełnie. Serce, które dotąd biło szybciej, również powoli wracało do normalnego rytmu. Szybko popił oranżadę, tradycyjny napój wypijany przez niego w kawiarni. Przez parę minut uważnie badał wzór serwety. Chciał pokryć swoje zmieszanie, jakie go nawiedziło w efekcie spotkania wzroku nieznajomej. Całe to zdarzenie wprawiło go w konfuzję, ukazało w całej rozciągłości jego samotność, jego oderwanie od rzeczywistości, tego jak bardzo różni się w postępowaniu, zachowaniu i czynach od rówieśników. Niby zdawał sobie z tego sprawę, ale chyba jednak nie do końca. Dziwoląg… To jedno określenie przyszło mu na myśl w kontekście swojej osoby. To, jak postrzegają go inni. Mógł ignorować ten oczywisty fakt; mógł udawać, że nic nie szkodzi, ale tak naprawdę dopiero teraz zdał sobie jasno sprawę jak bardzo się oszukiwał. Zobaczył idealnie, gdzie jest jego miejsce i gdzie chciałby być. Chciałby mieć choć szansę spotkać na swej drodze kogoś takiego właśnie jak ta dziewczyna. Spotkać i zatrzymać na dłużej. Znacznie dłużej niż te kilka marnych chwil w kawiarni, gdzie w niemych spojrzeniach obudzili w sobie ciekawość. A może tylko w nim? Bał się sprawdzić, czy dziewczyna nadal go obserwuje.