Kolejny poniedziałek w Niemodlinie...
Gdy wreszcie na powrót podniósł oczy, dziewczyna już nie patrzyła na niego. Była zaabsorbowana sprzeczką, jaka wybuchła przy ich stoliku. Paweł nie znał przyczyny, ale widział iż charakter kłótnia miała dość burzliwy. Gwar stał się nagle większy, ale przez to nie można było rozróżnić słów. Nie za bardzo to zmieniło w czymkolwiek sytuacji, bo dotychczas choć ciszej było przy ich stoliku, to i tak nie słychać było o czym rozmawiali.
Dziewczyna wyraźnie chciała zostawić towarzystwo tutaj i teraz bez odwołalnie, co kłóciło się z intencjami reszty bractwa, a jeden z chłopaków poczynał sobie o wiele śmielej. Pochwycił blondynkę za rękę i dość natarczywie coś tłumaczył. Ona tylko przecząco kręciła głową i starała się wyrwać rękę z uchwytu. Raz po raz rzucała spojrzenia w kierunku Pawła. Nie wiadomo w niemej prośbie ratunku czy aby się upewnić, że na pewno śledzi to wydarzenie. Ten patrzył na tę scenę z wyraźnym niesmakiem, ale bez żadnych dżentelmeńskich odruchów. Wzruszał tylko ramionami i sączył powoli napój. Ale oto draka osiągnęła swój kulminacyjny punkt: do stolika podszedł szatniarz i w kilku dosadnych słowach uciszył ferajnę. Mówił coś jeszcze, ale przyciszonym głosem, tak aby reszcie gości nie zepsuć wieczoru.
Blondynka skorzystała z tej pomocy i ruszyła do wyjścia. Paweł odprowadził ją aż do wyjścia - naturalnie wzrokiem. Na dobrą sprawę mógłby pójść za nią, zagadać. Spełnić swoje zachcianki. Zrealizować marzenia. Zmienić cokolwiek w swoim życiu. Może by to coś dało. Ale z drugiej strony kiedyś zaczepił dziewczynę i dostał nieprzyjemną odprawę, nieprzyjemną na tyle, żeby zaszczepić w nim strach przed kolejnym odrzuceniem. A poza tym, co go mogło obchodzić, że jakaś tam dziewczyna pokłóciła się właśnie z chłopakiem. Jutro on pobiegnie do niej; jeszcze jak ma odrobinę honoru to kupi kwiaty lub jakąś czekoladę, a jeśli nie, to z pustymi rękami, a wtedy pogadają, dadzą sobie buzi i znów będzie cacy. Zbyt wiele takich scen Paweł oglądał na co dzień wokół siebie, by nie móc nie przewidzieć końca tej historii. Właśnie takiego końca.
Spojrzał w kierunku opuszczonego towarzystwa, przelotnie, jakby od niechcenia. Żeby tylko nie dać poznać, że cokolwiek zauważył. Ale przecież zgodnie z dotychczasowym jego życiem powinien był wiedzieć, że nikogo nie obchodzi jego osoba…
Lecz przy tamtym stoliku powstało kolejne zamieszanie. Wojowniczy chłopak wstał i pewnie z zamiarem dogonienia swej zguby chciał także opuścić kawiarnię. Przez moment inni chcieli go zatrzymać, co o mało nie wywołało kolejnej kłótni. W końcu chłopak udał się w kierunku wyjścia. Paweł wszystko to obserwował kątem oka. W zasadzie już go nie ciekawiło, co się dalej wydarzy. Pomimo nudy, która go nie odstępowała na krok i to już od dłuższego czasu, nie zamierzał obserwować tamtych w przeświadczeniu, że wie co się wydarzy.
Spokojnie dopił i wstał. W szatni odebrał kurtkę, chwilę rozmawiał o pogodzie z szatniarzem i wyszedł na zewnątrz.
Przywitał go lekki mróz. Skulił się w nadziei, że okrycie da mu więcej ciepła niż to było możliwe w rzeczywistości. Jego oddech zamieniał się w parę, a nozdrza rozszerzyło rześkie powietrze.
Na chwilę Paweł zatrzymał się w miejscu i w daremnej próbie usiłował nadać swoim krokom jakiś kierunek. Kierunek, który odmieni jego życie. Albo tylko wypełni mu w jakiś sposób czas. W jakikolwiek… Jednakże niczego takiego nie ujrzał. Zgodnie z oczekiwaniami. Zrezygnowany ruszył dalej. Nie uszedł zbyt daleko. Natknął się na znaną sobie parę, tuż za załomem kolejnego budynku. Kłótnia między nimi widocznie rosła i nabierała rozpędu. Paweł zatrzymał się niepewny jak ma postąpić. Odwrócić się i iść swoją drogą? Przejść obok udając, że niczego nie dostrzega? Czy zabawić się w jakiegoś Lancelota i stanąć w obronie dziewicy? O ile była dziewicą… Przewrotny los wybrał za niego. Z jakichś powodów chłopak zamierzył się na dziewczynę i wymierzył jej siarczysty policzek. Trzask dłoni i krzyk dziewczyny zlały się w jedno. W tym momencie nieważne dla Pawła było czy był to damski bokser, czy po prostu zabrakło mu argumentów: wbrew zdrowemu rozsądkowi, krew w nim zawrzała i ruszył do ataku jak rozjuszony byk. Dopadł do napastnika i szarpnąwszy go za ramiona spowodował, że chłopak stanął z nim twarzą w twarz. I wyrżnął go pięścią w szczękę. To była magiczna chwila. Przez moment Paweł poczuł się potężny, niezwyciężony; poczuł się jak bohater. W złudnym przekonaniu, że takie rzeczy mają prawo się przydarzyć także jemu. Towarzyszące mu szczęście nowicjusza i atut zaskoczenia w mgnieniu oka znikły. Szybciej niż Paweł to pojął. Przyjął cios i ostatnią rzeczą jaką świadomie postrzegał, był zaskoczony wzrok dziewczyny. Chyba się uśmiechnął do niej i zapadł w ciemność. Ta niedziela dla Pawła się skończyła…